wtorek, 23 lipca 2013

Upiorny legat (Joanna Chmielewska)

Akcja powieści zaczyna się od wielkiego zamieszania, w którym początkowo trudno się połapać, ale w miarę czytania rozjaśnia się: ktoś w biały dzień napada ludzi z warszawskiego światka przestępczego, głównie zamożnych cinkciarzy. Napadający wyczekują na moment finalizowania interesów, czyli przekazywania gotówki, w przebraniu dopadają uczestników transakcji, wyrywają im dobra z rąk, po czym przepadają w labiryncie warszawskich ulic i podwórek. Stosują też inną metodę: podczas nieobecności właścicieli plądrują ich domy, unosząc ze sobą co cenniejsze dobra - przede wszystkim pieniądze i drogocenności. W przedziwny sposób potrafią otworzyć najbardziej nawet skomplikowane zamki nie pozostawiając żadnych śladów, co budzi tym większy niepokój i nieufność do najbliższego otoczenia. Pozostają bezkarni, bo pokrzywdzeni nie potrafią ich odnaleźć, a nie proszą o pomoc milicji, gdyż dobra, których ich pozbawiono, nie pochodziły z legalnych źródeł.
Główna bohaterka, Joanna Chmielewska, dowiaduje się o tym wszystkim niejako pośrednio, bo napady jej nie dotyczą. Nie usiłuje też dowiadywać się więcej, bo jest okropnie zajęta: pisze właśnie książkę science-fiction i ugania się za naukowcami, by zdobyć potrzebne informacje. W dodatku obiecała swojej duńskiej przyjaciółce, Alicji, że wyśle jej większą ilość domowej produkcji rolmopsów. Przygotowała przysmak, włożyła do puszki, starannie zapakowała i nadała na poczcie. Niestety, wieczko było nieszczelne, a paczka rzucona przez pocztowców byle jak i sos z rolmopsów zaczął wciekać, rozsiewając wokół upojną woń śledzików z cebulką i niszcząc zawartość sąsiednich paczek. W ten oto sposób wyszła na jaw afera: w kilku przesyłkach znaleziono spore ilości banknotów dolarowych. Oczywiście nie muszę dodawać, że były to przesyłki do obcych krajów, a wysyłanie zagranicę waluty amerykańskiej w owych czasach było zwykłym przemytem (nie wiem, jak to jest teraz). 
Dalej jest jeszcze ciekawiej: znalezione przez główną bohaterkę zwłoki faceta, tajemnicze koperty wypchane pieniędzmi nadsyłane do Banku PKO, przedziwne opowieści znoszone do domu przez przyjaciół i własne dzieci - w końcu pani Joanna nie wytrzymuje i zaczyna się interesować tajemniczymi sprawami. Oczywiście nie muszę mówić, że dowiaduje się więcej niż jej ukochana milicja, bo prywatnym osobom ludzie zwierzają się chętniej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz