środa, 18 września 2013

Powódź

Zaczęło się od przeciekającego okna w kuchni. Zostawiłam rozszczelnione na noc, a lało jak z cebra. Efektem była kałuża pod kaloryferem. Skoro już i tak miałam mokro, postanowiłam rozmrozić lodówkę (dolna szuflada w zamrażalniku już się nie otwierała, tak była skuta lodem). Podłożyłam ręcznik i jakieś inne szmatki i poszłam spać. Dziś rano weszłam do kuchni dość zaspana, półprzytomna wręcz, aby zrobić Asi śniadanie i kanapkę do szkoły i... miałam błyskawiczną pobudkę. No takiej ilości wody się nie spodziewałam! Na szczęście zdążyłam ze wszystkim i Asia nie spóźniła się do szkoły, ale w pierwszej chwili ręce mi opadły. Teraz już sytuacja jest opanowana, choć szpikulec do lodu by się przydał :)
Swoją drogą ciekawe, co z tą lodówką się stało, myślałam, że jak jest "No Frost" to nie trzeba takiej rozmrażać...

1 komentarz: