środa, 8 maja 2013

Krokodyl z Kraju Karoliny (Joanna Chmielewska)

"Krokodyl z Kraju Karoliny" to pierwsza książka Joanny Chmielewskiej jaką przeczytałam. Było to jakiś tryliard lat temu, jeszcze w szkole ogólnokształcącej, gdy zachwyciłam się Chmielewską.
Czytanie "Krokodyla" do tej pory sprawia mi tyle radości, ile w liceum, zdecydowanie jest w czołówce moich ulubionych.


Najlepsza przyjaciółka Joanny - Alicja zamierzała wyjechać, a Joanna dopiero co wróciła z pracy w Danii. Zadowolona, stęskniona, ale nie przesadnie, odwiedzała wszystkich, niewidzianych od roku znajomych. Oczywiście Alicję w pierwszej kolejności. Najpierw pomyślała, że Alicja jest trochę rozkojarzona, bo wyjazd, planowanie ślubu, czekające ją zmiany w życiu... potem zauważyła sęk w jej drzwiach. Sęk okazał się być nowoczesnym (książka pisana w 1969 roku) mikrofonem. No i mamy: mikrofon, szpiegostwo, przemyt narkotyków, wyścigi koni, duże pieniądze. O tym wszystkim miały porozmawiać ze sobą następnego dnia, w damskiej toalecie, w hotelu Europejskim. Nie porozmawiały, ponieważ Alicja w nocy została zamordowana. Przed zejściem zdążyła jeszcze zadzwonić do Joanny i zostawić coś w rodzaju instrukcji postępowania, w razie gdyby...
Milicja prowadzi śledztwo, ukochany Joanny, niejaki prokurator zwany Diabłem (znany już z poprzedniej części - Wszyscy jesteśmy podejrzani) wtrąca się do wszystkiego i chce koniecznie mieć własne osiągnięcia w śledztwie. To jest wątek polski, swojski, mimo smutku sympatyczny i prowadzący wprost do Danii i Kopenhagi. Do Kopenhagi udaje się Joanna, usiłująca zachować dyskrecję w kwestii Małego Łysego w Kapeluszu i wielu innych zamieszanych w sprawę osób, zazwyczaj z gruntu niewinnych. Kopenhaskie ulice pełne są młodych mężczyzn ubranych zgodnie z hippisowską modą w powiewne kwieciste koszule. 
I mogłabym tak po kolei streszczać książkę, wątek po wątku, tylko po co? Jeżeli ktoś będzie miał ochotę to przeczyta i gwarantuję, że nie będzie to czas stracony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz