poniedziałek, 13 maja 2013

Całe zdanie nieboszczyka (Joanna Chmielewska)

Ta książka napisana została w czasach, kiedy jeszcze paszportów nie trzymaliśmy w domu i mało kto mógł sobie pozwolić na zagraniczne wojaże, dlatego oprócz wszystkich innych ma jeszcze walor poznawczy.


Oto pokrótce treść książki: główna bohaterka, która czasowo mieszka w Danii, osoba lekko postrzelona i nieobliczalna, przez przypadek staje się jedyną posiadaczką informacji o skarbach ukrytych przez międzynarodowy gang przestępczy. Aby wydusić z niej tę informację przestępcy uwożą ją do Brazylii, gdzie w luksusowej rezydencji czeka na szefa, który ma ją zmusić do mówienia (Joanna podsłuchała, że zostanie „usunięta” gdy tylko przekaże informację, milczy więc jak grób). Joanna obmyśla sposoby ucieczki, aż w końcu kradnie przestępcom jacht i samotnie trawersuje Atlantyk. Ląduje u wybrzeży Francji, gdzie ponownie wpada w ręce przestępców. Tym razem zamykają ją w lochu jednego z zamków nad Loarą. Doprowadzona do wściekłości za pomocą szydełka wydłubuje dziurę w ścianie z wapiennych bloków stanowiących podmurówkę, kopie w ziemi korytarz za pomocą skorup z potłuczonego dzbanka i wydostaje się na powierzchnię. Okrada przestępców i ucieka. Przestępcy oczywiście podążają jej śladem. Joanna udaje się pod opiekuńcze skrzydła polskiej milicji...
Najbardziej zadziwiające w tej książce jest bezgraniczne zaufanie, jakim bohaterka obdarza polską milicję. Na Zachodzie, w krajach przecież od zawsze demokratycznych, policja nie budzi jej zaufania (słusznie zresztą, bo dwa razy natknęła się na przestępców przebranych w policyjne mundury) i nie jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. A tu, w Polsce, gdzie milicja przecież była skażona komunistycznymi miazmatami, bohaterka czuje się pewnie i bezpiecznie. Do tego stopnia, że nawet przedstawiciela Interpolu zrzuca ze schodów, posądzając go o przynależność do bandy, a na rzekome spotkanie z milicją udaje się bez wahania, mimo że dzwoniący w tej sprawie pułkownik nie podał umówionego hasła. Zresztą przez to przesadne zaufanie cudem uniknęła śmierci.
Cała ta historia może wydawać się zupełnie nieprawdopodobna. Ale ponieważ ja też jestem kobietą i doprowadzona do wściekłości jestem zdolna do czynów nieobliczalnych, święcie wierzę, że bohaterka książki mogła tego wszystkiego dokonać. Jak bardzo niebezpieczna może być rozwścieczona baba, mieli okazję przekonać się milicjanci, przydzieleni jej do ochrony, których wzięła za przestępców i zdrowo poturbowała tłuczkiem do mięsa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz