środa, 31 lipca 2013

Beskid Sądecki 2009 cz.3

Tereny Beskidu Sądeckiego zamieszkiwane są przez grupę etniczną, posiadającą własny język, kulturę i obyczaje - przez Łemków. Dosłownie dostałam szału na punkcie odwiedzania łemkowskich drewnianych, zabytkowych cerkwi. Przeciągnęłam całą ekipę po okolicy, zatrzymując się w każdej wsi i cykając mnóstwo zdjęć. Na początku pewnie byli nawet zainteresowani, potem rozbawieni moją obsesją, na koniec już zwyczajnie zmęczeni. Na koniec dnia już nawet nie wysiadali z samochodu, tylko cierpliwie czekali, aż my z Tygryskiem skończymy sesję zdjęciową.

Andrzejówka - we wsi znajduje się zabytkowy Kościół NMP, dawna cerkiew z 1864 r. Dodatkowo uroku temu zabytkowi dodają stuletnie lipy (pomniki przyrody), które stanowią otoczenie cerkwi. W wiosce tej można spotkać również zabytkowe połemkowskie drewniane spichlerze z przełomu XVIII i XIX wieku.


Milik - znajduje się tutaj drewniana cerkiew grekokatolicka św. Kosmy i św. Damiana z 1813 r. z zachowanym pełnym wyposażeniem.


Powroźnik - cerkiew św. Jakuba w Powroźniku wielu uznaje za najładniejszą z drewnianych cerkwi połemkowskich na Sądecczyźnie. Zachwyca zgrabną sylwtką, strzelistą wieżą i misternym gontowym pokryciem. We wnętrzu można podziwiać barokowy ikonostas ze szczególnie cennymi ikonami. Obecnie cerkiew jest używana jako kościół rzymskokatolicki.


Złockie - w praktyce Złockie funkcjonuje jako dzielnica Muszyny. Wyróżnia się zabytkiem architektury drewnianej, cerkwią św. Dymitra z 1872 r. (obecnie kościół rzymskokatolicki).


W miejscowości znajduje się również połemkowski cmentarz.


Jastrzębik - cerkiew pw. św. Łukasza Apostoła zbudowana w I połowie XIX w., wielokrotnie przebudowywana. 




poniedziałek, 29 lipca 2013

Beskid Sądecki 2009 cz.2

Nowy Sącz - Nowy Sącz został założony w 1292 r. przez króla Wacława II Czeskiego jako gród na ważnym szlaku, prowadzącym z Krakowa na Węgry. Rozwijał się szybko i wkrótce stał się bogatym ośrodkiem administracyjnym i gospodarczym.
Pod panowaniem austriackim miasto stopniowo podupadało. Sytuacja polepszyła się, gdy w 1876 r. cesarscy budowniczowie doprowadzili tu kolej żelazną. Wkrótce Nowy Sącz stał się ważnym węzłem kolejowym na jednej z głównych linii, łączącej centrum monarchii z Galicją. Dziś ponad 80-tysięczne miasto w Kotlinie Sądeckiej to główny ośrodek regionu.

Ruiny zamku - zamek został wybudowany przez Kazimierza Wielkiego w latach 1350-1360. Niestety, pod koniec II wojny światowej budowlę wysadzono w powietrze i do dzisiejszych czasów przetrwały tylko fragmenty murów oraz baszta Kowalska.


Rynek i okolice - główny plac miasta otaczają malownicze kamienice, przeważnie XIX-wieczne, choć jest też kilka znacznie starszych, w których zachowały się renesansowe sienie i gotyckie sklepienia. Na środku stoi okazały, pochodzący z 1897 r. ratusz, ozdobiony wieżą zegarową. Budynek jest pięknym przykładem eklektyzmu, zgrabnie łączącego elementy różnych stylów architektonicznych, głównie neorenesansu i neobaroku.


Tuż obok rynku stoi gotycki dom z XV w., w którym urządzono muzeum. Na szczególną uwagę zasługuje kolekcja sztuki cechowej i ludowej oraz dział ikon pochodzących z łemkowskich cerkwi, jakich mnóstwo stoi w wioskach położonych na wschód i południe od Nowego Sącza.

Kolegiata św. Małgorzaty - kolegiatę, wzniesioną w I połowie XIV w., wielokrotnie przebudowywano. W XV w. zaliczała się do największych dwunawowych świątyń Rzeczpospolitej. Mimo licznych przeróbek bryła budowli zachowała pierwotny gotycki charakter. Na szczególną uwagę zasługują wieże: północna - strażnicza i południowa - dzwonnica z ozdobnym frezem z rozet.
Wewnątrz można obejrzeć pozostałości gotyckich fresków, XV-wieczną kaplicę, późnorenesansowy ołtarz główny z XVII w., nagrobki z XVI i XVII w. oraz wiele cennych obrazów. 

Sądecki Park Etnograficzny (skansen) - nowosądecki skansen należy do największych tego typu obiektów w Polsce. Chałupy i stodoły zostały ustawione w grupach reprezentujących wsie Lachów Sądeckich, Pogórzan, górali z okolic Łącka i Łemków. Jest też dwór z folwarkiem, łemkowska cerkiew przeniesiona z Czarnego koło Wołowca w Beskidzie Niskim, kościół z Łososiny Dolnej, osada cygańska, grupa szałasów pasterskich, a nawet zbór protestancki. Otwarta jest większość obiektów; żeby wejść wszędzie, trzeba zdecydować się na zwiedzanie z przewodnikiem.

Stary Sącz - miasto-muzeum na skraju Kotliny Sądeckiej, u ujścia Popradu do Dunajca to jeden z cenniejszych w Polsce zabytkowych zespołów urbanistycznych. W XII w. była tu warownia wzniesiona na szlaku handlowym prowadzącym na południe, na Węgry. W połowie XIII w. dzieje miasta związały się z Kunegundą - córką króla Węgier Beli IV i żoną księcia Bolesława Wstydliwego. To właśnie małżonek nadał jej ziemię sądecką. Kunegunda, znana dziś jako św. Kinga, ufundowała w Starym Sączu klasztor Klarysek, którego po śmierci męża została przełożoną. 

Rynek i okolice - brukowany, otoczony starymi, w większości parterowymi domami (niektóre z podcieniami) rynek wygląda jakby został przeniesiony do rzeczywistości ze starego sztychu. W południowo-wschodnim narożniku stoi tzw. Dom na Dołkach, z łamanym dachem i facjatką. Dawniej mieściła się tu garbarnia skór, a obecnie - niewielkie muzeum regionalne ze zbiorami historycznymi i etnograficznymi.



Z przeciwległego narożnika brukowana uliczka prowadzi przez niewielki targ do pobliskiego kościoła parafialnego św. Elżbiety (ul. Mickiewicza 2). Budowla pochodzi z przełomu XIII i XIV w. Większość elementów wyposażenia wnętrza jest utrzymana w stylu barokowym. Warto zwrócić uwagę na ciekawy chór, wsparty na rzeźbionych kolumnach, neogotycki ołtarz główny, a także na barokowe sklepienie i zabytkowe stalle.

Klasztor Klarysek - zespół klasztorny Klarysek jest największym skarbem Starego Sącza i głównym magnesem przyciągającym do miasta turystów. Z całego założenia zwykłym śmiertelnikom udostępniono do zwiedzania kościół, dziedziniec na północ od niego i małe muzeum w dawnym domu kapelana.
Klasztor przylega do kościoła od południa i obejmuje obszerny wirydarz. Utrzymany w stylu manierystycznym, obecną postać uzyskał na początku XVII w.
Kościół to jednonawowa budowla o gotyckich murach, lecz barokowym wystroju. Uwagę zwraca przede wszystkim stiukowa dekoracja ołtarza wielkiego i dwóch bocznych, dzieło Baltazara Fontany. Skarbem kościoła jest XVII-wieczna ambona - pnące się na 7 m w górę drzewo Jessego, czyli potomków króla Dawida aż do Matki Boskiej. 
Obraz przedstawiający św. Kingę znajduje się również w prawym bocznym ołtarzu. W kaplicy na prawo od nawy, do której można zajrzeć przez pięknie kutą kratę, w srebrnej trumnie złożono relikwie świętej. Na ich straży stoi najstarszy - XV-wieczny - z rzeźbionych posągów Kingi.

Piwniczna - znany kurort w dolinie Popradu - urokliwe miasteczko, a zarazem nieduże uzdrowisko. Jej liczne przysiółki zajmują pobliskie zbocza i dolinki. Miasteczko założone w 1348 r. przez Kazimierza Wielkiego, było najpierw niewielką osadą na szlaku handlowym wiodącym na Węgry. Prowadził on z Sącza doliną Popradu, którą opuszczał kilka kilometrów za Piwniczną, skręcając na południe przez przełęcz Vabec do Lubowli. 
Źródła leczniczych wód mineralnych na prawym brzegu Popradu były znane miejscowej ludności od dawna, lecz ich eksploatacja na szerszą skalę nastąpiła dopiero w okresie międzywojennym. Wtedy też Piwniczna zyskała sławę miejscowości letniskowej i turystycznej.

Rynek i okolice - droga od strony Rytra wspina się stromo łukiem na skarpę i , mijając po lewej kościół, wprowadza na malowniczy ryneczek. Pośrodku rynku zwraca uwagę murowana studnia miejska z XVII w., ozdobiona zabytkowym wozem strażackim. W zachodniej pierzei rynku dominuje budynek ratusza, w Wktórym są przechowywane oryginały dokumentów nadania miastu praw i przywilejów. Po przeciwnej stronie rynku stoi Dom Kultury. Mieści się w nim muzeum z kolekcją nart (najstarsze z XVIII w.) oraz izba regionalna z ciekawą ekspozycją etnograficzną.
Przy ulicy wychodzącej z narożnika rynku wznosi się kościół z 1885 r. Wyróżnia się raczej surową bryłą, typową dla świątyń budowanych w regionie za panowania Austriaków. Dzwon z 1523 r. pochodzi z wyposażenia poprzedniego kościoła.

Rytro - swoje powstanie i nazwę wieś zawdzięcza zamkowi w Rytrze usytuowanemu na Górze Zamkowej. Według tradycji biorącej początek z zapisu w "Księdze uposażeń diecezji krakowskiej" Jana Długosza z około 1475 r., około 1244 r. osiedlić się tu mieli niemieccy rycerze. Z tym faktem wiązana jest etymologia nazwy Rytro, wywodzona od niemieckiego słowa Ritter, czyli "rycerz".


Warto się lekko pomęczyć i wspiąć się na Górę Zamkową, bo z zamku jest niezapomniany widok.





czwartek, 25 lipca 2013

Beskid Sądecki 2009 cz.1

Ferie zimowe w 2009 spędziliśmy ze znajomymi w przepięknym Beskidzie Sądeckim. Naszą bazą wypadową był Żegiestów Zdrój.


Żegiestów - kilka kilometrów za Piwniczną dolina Popradu wyraźnie się zwęża, a zbocza górskie wznoszą się stromo ponad drogą i linią kolejową. Obydwa trakty komunikacyjne biegną po wschodniej stronie rzeki, jako że po zachodniej jest już Słowacja. Na odcinku od Mniska do Muszyny Poprad stanowi granicę państwową.

Wieś Żegiestów leży w bocznej dolince, ciągnącej się spod Pustej Wielkiej do Popradu. Założona w XVI w., przez wieki była wsią łemkowską. Przy szosie nad Popradem stoi tylko kilka domów i stacja kolejowa - centrum wsi kryje się w głębi bocznej doliny. Tam też wznosi się murowana cerkiew połemkowska, zbudowana w latach 1917-1925 (obecnie kościół katolicki).
2 km za skrzyżowaniem z drogą wiodącą do centrum wsi, przy głównej szosie rozciąga się o wiele bardziej znany Żegiestów-Zdrój, czyli kompleks uzdrowiskowy.
Źródła leczniczych wód mineralnych odkryto tutaj w XIX w. Największy rozwój uzdrowiska przypada na okres międzywojenny. Wzniesiono wtedy m.in. nowe łazienki i ponad 40 (!) pensjonatów, których modernistyczna architektura do dziś nadaje miejscowości charakterystyczny styl.

Łopata Polska i przełom Popradu - tą intrygującą nazwą określa się ostro wcięty "półwysep", powstały wewnątrz dużego zakola Popradu, na jego najbardziej przełomowym odcinku, powyżej Żegiestowa-Zdroju. Sąsiedni górski meander rzeki tworzy po drugiej stronie Łopatę Słowacką i oddziela ją od Żegiestowa. Na Łopatę Polską można dotrzeć samochodem (ok. 2 km główną drogą w stronę Muszyny i przy sanatorium Wiktor w prawo).

Muszyna - miasteczko położone w zakolu doliny Popradu jest uzdrowiskiem, węzłem kolejowym i dobrym punktem wypadowym do wycieczek w góry, szczególnie w grupę Zimnego i Dubnego oraz na Jaworzynę Krynicką.

Ruiny Zamku - ruiny kazimierzowskiego zamku wyrastają na wzgórzu Baszta ponad skrzyżowaniem, u ujścia Szczawnika do Popradu. Z rynku idzie się tam uliczką na południe (trasa Powroźnik-Krynica-Zdrój), a następnie skręca w prawo, w drogę do Szczawnika. Po chwili trzeba zejść na leśną ścieżkę odbijającą w prawo. Z warowni zachowały się tylko resztki muru obronnego z XIV w. i ślady umocnień.


Na prawdę warto się tam wdrapać, gdyż widok na okolicę jest po prostu cudny.


Kolej linowa na Jaworzynę Krynicką - kolejka gondolowa służy turystom przez cały rok, wywożąc ich pod widokowy szczyt Jaworzyny - doskonały punkt startowy zarówno dla krótkich spacerów górskich, jak i dalszych wycieczek po całym paśmie. Uruchomienie kolejki w znacznym stopniu przyczyniło się do utworzenia w tym rejonie nowoczesnej stacji narciarskiej.



Górna stacja znajduje się w pobliżu szczytu Jaworzyny Krynickiej (1114 m n.p.m.). Rozciąga się stąd rozległy widok za zachodnią część Beskidu Niskiego. Nieco poniżej szczytu od strony północnej stoi porządne schronisko PTTK.


Do schroniska i na szczyt prowadzą z doliny Czarnego Potoku również szlaki piesze. Dobrym rozwiązaniem może być wjazd kolejka w górę i powrót dość stromym szlakiem zielonym (mniej więcej równolegle do trasy kolejki; na zejście trzeba przeznaczyć ok. 30 min.) lub czerwonym, dłuższym i łagodniejszym, do środkowej części doliny.
Na górnym odcinku obydwa szlaki przechodzą koło ciekawego pomnika przyrody - potężnej wychodni piaskowca, zwanej Diablim Kamieniem.
Z Jaworzyny Krynickiej można również dojść grzbietem, czerwonym szlakiem, na zalesiony szczyt Runka (1080 m n.p.m.; ok. 1 godz.), a stamtąd po 30 min niebieskim szlakiem do malowniczo usytuowanej Bacówki nad Wierchomlą.

Krynica-Zdrój - miasto w dolinie potoku Kryniczanka, na wschodnich krańcach Beskidu Sądeckiego, to jeden z największych i najbardziej popularnych kurortów górskich w Polsce. Część górna obejmuje uzdrowisko i miejskie centrum, część dolna (południowa) zdradza cechy dawnej wsi połemkowskiej. 
Krynickie źródła wód mineralnych należą do najwydajniejszych w Europie. Szczawy wodorowęglanowo-wapniowe oraz magnezowe i sodowe z domieszką żelaza leczą m.in. choroby układu pokarmowego, nerek, anemię i miażdżycę oraz poprawiają przemianę materii.


Spacer po uzdrowisku - aby zasmakować atmosfery kurortu, obejrzeć najważniejsze obiekty Krynicy-Zdrój i pokosztować wód, trzeba przespacerować się słynnym deptakiem. Przechadzając się w kierunku północnym, mija się kolejno: Stare Łazienki Mineralne (zwieńczone wieżyczką z zegarem), potem po lewej zabytkowy budynek Starej Pijalni (tu można spróbować wód) i Stary Dom Zdrojowy.
Na przeciw wznosi się przeszklony gmach Nowej Pijalni. We wnętrzu urządzono liczne stanowiska do czerpania wód i obsługi kuracjuszy. Za budynkiem, po prawej stronie deptaku jest muszla koncertowa.
Nieco dalej widać duży gmach Nowego Domu Zdrojowego, wybudowany w okresie międzywojennym w stylu panującego wówczas funkcjonalizmu. W pobliżu stoi pomnik Mickiewicza, a po lewej stronie za skwerem i uregulowanym nurtem Kryniczanki ciągnie się szereg starych drewnianych willi w stylu alpejsko-uzdrowiskowym. Deptak kończy się przed skrzyżowaniem z drogą na Tylicz (ul. Pułaskiego)


Muzeum Nikifora - zmarły w 1968 r. Nikifor był malarzem samoukiem, najsłynniejszym chyba artystą naiwnym. Z pochodzenia Łemko, żebrak, analfabeta z wadą wymowy, wsławił się, malując dziecinne - zdawać by się mogło - obrazki: pejzaże pól, łąk, widoki Krynicy-Zdrój, z którą był związany przez całe życie. Od władz miasta otrzymał nazwisko Krynicki.


Kolejka linowo-terenowa na Górę Parkową - wybudowana w 1937 r., trochę przypomina zakopiańską kolejkę na Gubałówkę, jest jednak znacznie krótsza. Długość trasy wynosi 642 m, różnica poziomów - 148 m, jazda trwa około 5 minut. Dolna stacja znajduje się przy końcu deptaka, po prawej stronie, naprzeciwko pijalni Jan. Trasa kończy się na płaskim wierzchołku Góry Parkowej (741 m n.p.m.). Z polany roztaczają się ładne widoki na pasma: Szalonego oraz Zimnego i Dubnego koło Muszyny, a także fragment Beskidu Niskiego.
Na Górę Parkową można również wejść pieszo licznymi ścieżkami spacerowymi, a po drodze odpocząć w drewnianych altankach.



środa, 24 lipca 2013

Lipcowa Łódzka Masa Krytyczna

Tak tak, to już w ten piątek :) Tym razem Masa upomina się o Retkinię. 
Największe łódzkie osiedle mieszkaniowe, a do centrum Łodzi jest ponad 4 km odległości. Mimo to, z Retkini do centrum prowadzi jedna wąska droga rowerowa, która kończy się mniej więcej w 1/4 osiedla. Dlatego zwracamy się do władz Łodzi, które zdeklarowały podpisem pod Karą Brukselską chęć zwiększenia ruchu rowerowego w Łodzi: obok budowy zaplanowanych dróg rowerowych, zrowerujcie także Retkinię!
Przy okazji chcemy przypomnieć, że Łódzka Masa Krytyczna jest legalną manifestacją zgłoszoną do Urzędu Miasta Łodzi, której trasa jest omawiana z Policją. Dlatego też jedziemy w asyście policjantów łódzkiego wydziału ruchu drogowego, którzy kierują ruchem na skrzyżowaniach. Rowerzyści poruszają się w zorganizowanej kolumnie, której zgodnie z prawem nie wolno przerywać.
NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE:
  • Masa Krytyczna to manifestacja obecności rowerzystów w mieście;
  • Łódzka Masa startuje z pasażu Schillera (ul. Piotrkowska 112);
  • Masa startuje o godzinie 18.00;
  • Zapowiadana temperatura to 29*C; dlatego prosimy o zaopatrzenie się w napoje (bezalkoholowe!)
  • Podczas przejazdu o bezpieczeństwo uczestników dbają służby porządkowe organizatora (ludzie w niebieskich kamizelkach) oraz służby medyczne (w czerwonych koszulkach, jadący na końcu kolumny);
  • Podczas jazdy nie rozmawiamy przez telefon;
  • Ze względu na spodziewaną liczbę uczestników (powyżej 1000), po ustaleniach z Policją informujemy, że będziemy jechać DWOMA PASAMI - informację o tym, którymi pasami w danym momencie jedziemy będą przekazywać osoby w niebieskich kamizelkach; 
  • Rodziców prosimy opiekę nad małoletnimi rowerzystami i serdecznie zachęcamy do jechania z nimi na przodzie kolumny rowerzystów (zdecydowanie bardziej spokojne tempo);
  • Przypominamy o możliwości włączenia w swoich telefonach komórkowych studenckiego radia Politechniki Łódzkiej - Żak (88,8 FM) i przełączenia na "głośnik" wtedy zarówno Ty jak i Twoi znajomi będą mogli słuchać tej samej muzyki, która gra z przodu :-)
Ze względu na spodziewaną dużą frekwencję przed Masą podejmujemy następujące działania (punkty 2-7 podejmujemy z własnej inicjatywy):
  1. powiadamiamy Wydział Zarządzania Kryzysowego (wymagane prawem);
  2. spotykamy się z policjantami z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji;
  3. spotykamy się ze strażnikami ze Straży Miejskiej, którzy jadą z nami (dwa patrole na rowerach);
  4. wysyłamy informację o trasie do korporacji taksówkarskich;
  5. wysyłamy informację o trasie do dyspozytora ruchu MPK;
  6. nadajemy komunikat na CB dla kierowców zawodowych;
  7. współpracujemy z firmą zajmującą się transportem medycznym.
Czy udział w Masie jest bezpieczny? TAK! Potwierdza to rosnąca liczba uczestników - zarówno tych najmłodszych (w przyczepkach i fotelikach, jak i tych jadących na własnych rowerach) jak i tych najstarszych. Co miesiąc jedziemy przez miasto, aby zapewnić wszystkim rowerzystom możliwość sprawnego i bezpiecznego poruszania się rowerem po Łodzi. Dlatego nie zastanawiaj się dłużej i zapisz w kalendarzu/ komórce: piątek, godzina 18.00, pasaż Schillera. Do zobaczenia na rowerze!
Dla wspólnego bezpieczeństwa na końcu kolumny jadą ratownicy medyczni wspomagami przez ambulans firmy DASMED
Zaproś swoich znajomych. Odzyskajmy razem Łódź dla rowerzystów.
Masz rower? Przyjedź aby pokazać ilu nas jest.
Najczęściej zadawane pytania i wymówki: http://masakrytyczna.org/o-masie/obawy-i-mity.html

wtorek, 23 lipca 2013

Upiorny legat (Joanna Chmielewska)

Akcja powieści zaczyna się od wielkiego zamieszania, w którym początkowo trudno się połapać, ale w miarę czytania rozjaśnia się: ktoś w biały dzień napada ludzi z warszawskiego światka przestępczego, głównie zamożnych cinkciarzy. Napadający wyczekują na moment finalizowania interesów, czyli przekazywania gotówki, w przebraniu dopadają uczestników transakcji, wyrywają im dobra z rąk, po czym przepadają w labiryncie warszawskich ulic i podwórek. Stosują też inną metodę: podczas nieobecności właścicieli plądrują ich domy, unosząc ze sobą co cenniejsze dobra - przede wszystkim pieniądze i drogocenności. W przedziwny sposób potrafią otworzyć najbardziej nawet skomplikowane zamki nie pozostawiając żadnych śladów, co budzi tym większy niepokój i nieufność do najbliższego otoczenia. Pozostają bezkarni, bo pokrzywdzeni nie potrafią ich odnaleźć, a nie proszą o pomoc milicji, gdyż dobra, których ich pozbawiono, nie pochodziły z legalnych źródeł.
Główna bohaterka, Joanna Chmielewska, dowiaduje się o tym wszystkim niejako pośrednio, bo napady jej nie dotyczą. Nie usiłuje też dowiadywać się więcej, bo jest okropnie zajęta: pisze właśnie książkę science-fiction i ugania się za naukowcami, by zdobyć potrzebne informacje. W dodatku obiecała swojej duńskiej przyjaciółce, Alicji, że wyśle jej większą ilość domowej produkcji rolmopsów. Przygotowała przysmak, włożyła do puszki, starannie zapakowała i nadała na poczcie. Niestety, wieczko było nieszczelne, a paczka rzucona przez pocztowców byle jak i sos z rolmopsów zaczął wciekać, rozsiewając wokół upojną woń śledzików z cebulką i niszcząc zawartość sąsiednich paczek. W ten oto sposób wyszła na jaw afera: w kilku przesyłkach znaleziono spore ilości banknotów dolarowych. Oczywiście nie muszę dodawać, że były to przesyłki do obcych krajów, a wysyłanie zagranicę waluty amerykańskiej w owych czasach było zwykłym przemytem (nie wiem, jak to jest teraz). 
Dalej jest jeszcze ciekawiej: znalezione przez główną bohaterkę zwłoki faceta, tajemnicze koperty wypchane pieniędzmi nadsyłane do Banku PKO, przedziwne opowieści znoszone do domu przez przyjaciół i własne dzieci - w końcu pani Joanna nie wytrzymuje i zaczyna się interesować tajemniczymi sprawami. Oczywiście nie muszę mówić, że dowiaduje się więcej niż jej ukochana milicja, bo prywatnym osobom ludzie zwierzają się chętniej.


poniedziałek, 22 lipca 2013

Sałatka z zupek chińskich

Przepis zaczerpnięty już kilka lat temu od mojej best friend - Ani. Co jakiś czas z różnych okazji ją robię, zawsze jest hitem. Zwykłą sałatkę jarzynową może zrobić każdy, każdy ją zna. Sałatka z zupek chińskich jest zaskoczeniem, dodam iż bardzo smacznym zaskoczeniem...

Potrzebujemy:
dwa opakowania zupek chińskich (rosołek)
papryka
6 jajek
puszka groszku (lub kukurydzy - jak kto woli)
por
5-6 ogórków konserwowych (zależy jakie duże ogórki mamy)
majonez

Surowy  makaron z zupek chińskich kruszymy, dodajemy przyprawy. Nie zalewamy go wodą, nasiąknie majonezem i sam zmięknie. Dodajemy resztę składników pokrojonych w kosteczkę. Trzeba dodać sporo majonezu - makaron go wchłonie.


piątek, 19 lipca 2013

Termy w Uniejowie

Wczoraj, zanim pojechaliśmy na szczepienia z Olą, wybraliśmy się na wycieczkę - na basen. Wycieczka nie za długa, bo do Uniejowa mamy 43 km, ale trasa bardzo przyjemna. Może to jakiś duch patriotyczny się we mnie odzywa, ale ja uwielbiam jeździć przez polskie wsie i miasteczka. Zawsze coś ciekawego wypatrzę.
Do Uniejowa dotarliśmy około 11:30 a na miejscu przywitała nas kilometrowa kolejka. Dobra rada - lepiej tam dojechać wcześniej, rano nie ma tyle ludzi. Ciekawe co tam się dzieje w weekend, skoro w środku tygodnia takie oblężenie jest...
Uniejów to piękne miasteczko nad Wartą, prężnie się rozwijające. Wszystko zaczęło się od basenów termalnych, teraz widać tam coraz więcej trafionych inwestycji. Od 2011 miasto ma status miejscowości uzdrowiskowej.
I tak Ola mogła się pochlapać w dużej wodzie. Wcale jej nie oszczędzałam, kąpałam się razem z nią. Woda miała 35 stopni, można powiedzieć, że gorąca była :)


Asia oczywiście mogła sobie pozwolić na bardziej dorosłe atrakcje. Zaliczyła wszystkie zjeżdżalnie, najpierw z tatą - bezpiecznie, a potem już sama śmigała. 


Super dzień, tylko jak przyjechaliśmy w końcu do domu - po prostu padłam na twarz...

czwartek, 18 lipca 2013

Kalendarz szczepień obowiązkowych

Byliśmy dziś z Olą u pani doktor, dziewczyna została zmierzona (57 cm, czyli urosła 2 cm) i zważona (5 kg). Ponieważ jest zdrowa nie było przeciwwskazań do szczepienia. Przykro mi, że musiała takiej krzywdy doświadczyć, płakała, ale i tak była dzielna. Teraz co jakiś czas będzie musiała być kuta, powtarzam sobie, że to dla jej dobra... Szczepienia ochronne to jak do tej pory najbezpieczniejsza oraz najskuteczniejsza metoda na ochronę dziecka przed wieloma groźnymi chorobami zakaźnymi. Dzięki obowiązkowi szczepień nie występują już takie choroby jak np. polio czy błonica. I choć niektóre środowiska uważają szczepionki za powód występowania innych chorób, nie ma żadnego medycznego potwierdzenia takiego związku. Dlatego właśnie nie powinniśmy mieć wątpliwości – podanie maluchowi szczepionki ochronnej to najlepsze, co możemy dla niego zrobić. W Polsce kwestie doboru szczepionek oraz terminów ich podawania określa PSO – Program Szczepień Ochronnych. Każdego roku dokonuje się jego aktualizacji, a nowy kalendarz, obejmujący zarówno szczepienia obowiązkowe (bezpłatne) jak i nieobowiązkowe, lecz zalecane (płatne) zostaje podany do wiadomości publicznej. 

1 DOBA ŻYCIA
  • przeciw WZW typu B (pierwsza dawka)
Pierwsza szczepionka, jaką otrzymuje dziecko po narodzinach, podawana jest domięśniowo i chroni malucha przed zachorowaniem na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Szczepienie w pierwszej dobie to jedna z trzech dawek chroniących przed zachorowaniem na tę konkretną chorobę – dopiero podanie wszystkich daje gwarancję pełnej ochrony przed zachorowaniem. W przypadku, gdy na świat przychodzi dziecko o bardzo niskiej wadze (mniej niż 2000g), liczba dawek zwiększa się do czterech i analogicznie, wszystkie cztery są konieczne.
  • przeciw gruźlicy (jedyna dawka)
To drugie i ostatnie ukłucie, jakie czeka naszą pociechę w pierwszej dobie jej życia. Zabezpieczając dziecko przez zachorowaniem na gruźlicę, podaje się podskórnie szczepionkę BCG i robi się to tylko raz – w tym przypadku nie ma kolejnych dawek. Gdy dziecko waży mniej niż 2000g, zostaje zaszczepione dopiero po przekroczeniu tej wagi.

Szczepionki, które podaje się w pierwszej dobie życia dziecka powinny być podawane jednocześnie. Jeśli z jakichś powodów nie jest to możliwe (np. niska waga urodzeniowa), podaje się zaległą szczepionkę najszybciej, jak to możliwe, a koniecznie przed wypisaniem dziecka z oddziału noworodkowego.

2 MIESIĄC ŻYCIA (7-8 tydzień)
  • przeciw WZW typu B (druga dawka)
  • przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (pierwsza dawka)
By zdobyć pełną odporność na te choroby, potrzebne są trzy dawki szczepionki DTP, podawane podskórnie lub domięśniowo w odstępach 6-8 tygodniowych.
  • przeciw HiB (pierwsza dawka)
Szczepienie to chroni przed zachorowaniem na HAEMOPHILUS INFLUENZAE typu B i wykonuje się domięśniowo lub podskórnie. Cały cykl szczepień powinien obejmować trzy dawki w ciągu pierwszego roku życia i jednej dawki przypominającej w drugim roku. Jednak jeśli z jakichś powodów dziecko rozpoczyna cykl szczepień przeciw HiB między szóstym a dwunastym miesiącem życia, dawki te zmniejszane są do dwóch plus szczepienie uzupełniające w drugim roku. Jeśli z kolei maluch skończył już pierwszy rok życia, otrzymuje tylko jedną dawkę szczepionki przeciwko HiB.

Wszystkie trzy szczepionki obowiązkowe w drugim miesiącu życia powinny być podawane jednocześnie. Jeżeli jest to niemożliwe, zaleca się jak najwcześniejsze podanie zaległej szczepionki.

3-4 MIESIĄC ŻYCIA (po 6-8 tygodniach od poprzedniego szczepienia)
  • przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (druga dawka)
  • przeciw poliomyelitis (pierwsza dawka)
Poliomyelitis, znana bardziej jako choroba Heinego – Medina, to choroba w trakcie której dochodzi do ostrego zapalenia rogów przednich rdzenia kręgowego. By uodpornić dziecko na tę chorobę, podaje mu się trzy dawki szczepionki IPV, aplikowanej domięśniowo lub podskórnie.
  • przeciw HiB (druga dawka)

Wszystkie szczepionki obowiązkowe w trzecim – czwartym miesiącu życia powinny być podawane jednocześnie.

5-6 MIESIĄC ŻYCIA (po 6-8 tygodniach od poprzedniego szczepienia)
  • przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (trzecia dawka)
  • przeciw poliomyelitis (druga dawka)
  • przeciw HiB (trzecia dawka)

Szczepienia obowiązkowe w piątym/szóstym miesiącu życia powinny być realizowane jednocześnie, jeśli nie jest to możliwe – w najszybszym możliwym terminie.

7 MIESIĄC ŻYCIA
  • przeciw WZW typu B (trzecia dawka)
Dawka trzecia, podawana w siódmym miesiącu życia powinna następować w odstępie ok. 6 miesięcy po podaniu pierwszej dawki.

13-14 MIESIĄC ŻYCIA
  • przeciw śwince, odrze i różyczce (pierwsza dawka)
Szczepienie przeciw tym trzem chorobom wykonuje się podskórnie. Warto wiedzieć, że przebyta już odra, świnka lub różyczka nie jest przeciwwskazaniem do podania szczepionki i tym samym ochrony przed pozostałymi wirusami, jednak okres od wyzdrowienia musi wynosić minimum 4 tygodnie.

16-18 MIESIĄC ŻYCIA
  • przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (czwarta dawka)
  • przeciw poliomyelitis (trzecia dawka)
  • przeciw HiB (czwarta dawka)

6 ROK ŻYCIA
  • przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (pierwsza dawka przypominająca)
  • przeciw poliomyelitis (pierwsza dawka przypominająca)

10 ROK ŻYCIA
  • przeciw odrze, śwince i różyczce (dawka przypominająca)

14 ROK ŻYCIA
  • przeciw błonicy, tężcowi (druga dawka przypominająca)

19 ROK ŻYCIA
  • przeciw błonicy, tężcowi (trzecia dawka przypominająca)

środa, 17 lipca 2013

Najmniej potrzebne gadżety dla dziecka

Zestaw produktów, bez których mamy mogą (a czasem nawet powinny) się obyć – wasz wybór. 

Chodzik

To zdecydowany faworyt. Chociaż trudno go nazwać "gadżetem" i jest on nie tylko "niepotrzebny", ale wręcz "szkodliwy".

Podgrzewacz do mokrych chusteczek

Pewnego dnia, niezbyt dawno temu, zabrakło papieru toaletowego… - obstawiam, że tak właśnie narodził się pomysł zaprojektowania owego podgrzewacza. Bo właśnie po takim "awaryjnym" użyciu chusteczek mamy stwierdzają "zimne i nieprzyjemne nawet dla mnie, a co dopiero dla mojego dziecka" i zaczynają myć dziecięcą pupę ciepłą wodą podczas przewijania lub po prostu ogrzewają chusteczki prze chwilę w dłoniach. Są też i takie, które kupują  specjalny podgrzewacz. Większość uważa go jednak za bubel.

Baldachim nad łóżeczko

Tutaj mamy nie są już takie zgodne. Przeciwniczki baldachimu twierdzą, że:
- jest szkodliwy bo zbiera kurz nad głową dziecka;
- utrudnia dostęp do malucha, ciężko jest wykonywać codzienne czynności pielęgnacyjne;
- pod nim jest duszno;
- ogranicza dziecku widoczność.
Zwolennicy natomiast zachwycają się jego urodą, przekonują, że dzięki niemu malec ma zaciszny kącik, w którym łatwiej mu zasnąć. Spokojny sen dziecka jest też argumentem dla osób, które mają małe mieszkanie - rodzice mogą prowadzić w miarę normalne życie np. zapalić światło czy włączyć telewizor bez obaw, że obudzą tym malucha. Okazuje się, że może też skutecznie odstraszać kota, który jest interesuje się łóżeczkiem.

Gąby, gąbki i gąbeczki

Zarówno te, na których myje się dziecko, jak i te, na których się kładzie malucha, są w wielu domach uznawane za zbędne bo trudno je utrzymać w czystości. Przed zakupem warto zrobić małe doświadczenie podczas kąpieli i sprawdzić ile czasu zajmie nam całkowite (!) wypłukanie naszej dorosłej gąbki. A te, na których kładziemy dziecko są dużo większe.

Nocnik "wszystkorobiący"

Taki grający, śpiewający i czasem jeszcze błyskający światłami nocnik w kształcie jakiegoś zwierzaka to kolejny produkt dla dzieci przy którym sprawdza się reguła, że jeśli "coś" ma robić wszystko, spełniać zbyt wiele funkcji, to w rezultacie nie spełnia żadnej. Dyskotekowy nocnik  niezbyt często się sprawdza bo dzieci albo się go boją, albo dziwią, że mają sikać słoniowi na głowę. Są jednak rodzice, którzy twierdzą, że w ich domu nocnik się sprawdził i rzeczywiście zdarza się, że czasem jest to właśnie dzięki niemu w końcu udaje się zakończyć z sukcesem trening czystości. Wcześniej warto jednak wypróbować bardziej klasyczny model.

Tłumacz płaczu

W pierwszych dniach rodzicielstwa jesteśmy skłonni oddać królestwo za odpowiedź na pytanie "dlaczego moje dziecko płacze?". Dlatego każdy tłumacz płaczu (zarówno urządzenie jak i aplikacja na smartfona) szybko staje się obiektem pożądania. Po zakupie równie szybko okazuje się nieprzydatny. Rodzice narzekają, że zupełnie nie potrafi rozpoznać przyczyny płaczu. Jak jednak tłumaczy ekspertka, psycholog i położna Bożena Cieślak-Osik, nawet jeśli urządzenie podawałoby bardziej wiarygodny wynik, to i tak jego zakup nie byłby najlepszym pomysłem. Stanowi ono bowiem dodatkową barierą pomiędzy matką a dzieckiem i utrudnia tworzenie się więzi.

Specjalny pojemnik na brudne pieluchy

10 lat temu taki kosz był uznawany za ciekawostkę i fanaberię. Dzisiaj mamy pytają na forach, jaki model kosza wybrać, czy postawić na wersję z bezzapachowymi workami czy też perfumowanymi… Jednocześnie pojemnik wciąż jest uznawany za jeden z najmniej potrzebnych produktów dla dzieci. Biegać do kosza pod zlewem w kuchni i często wyrzucać śmieci, czy wyrzucać pieluchy do pojemnika, który nie wypuści z siebie żadnego zapachu i nie wymaga częstego opróżniania - oto jest pytanie;)

Karuzela i mata edukacyjna

To jedne z pierwszych zabawek dziecka i najczęstszy zarzut, jaki się pod ich adresem pojawia to "zbyt drogo na zbyt krótko". Mamy podkreślają czasem, że zainteresowanie dzieci było ogromne (niektórzy mieli okazję zaobserwować jak dziecko oddaje się jakiejś aktywności z dużym zainteresowaniem i nie potrzebuje rodzica w charakterze animatora), ale nie trwało zbyt długo. Te produkty to jedne z tych, które znajdują się zarówno na listach waszych największych kitów jak i hitów.

wtorek, 16 lipca 2013

Pieluchy

Nie ma jednego rodzaju pieluch dobrych dla każdego dziecka i odpowiadających wszystkim rodzicom. Aby lepiej wybrać, poznaj wady i zalety pieluch jednorazowych, tetrowych i wielorazowych.

Pieluchy jednorazowe

Cenione za wygodę i nowoczesność są dziś używane przez zdecydowaną większość rodziców. Co je wyróżnia?

Plusy

  • Główną zaletą jednorazowych pieluch jest wygoda i oszczędność czasu, bo nie trzeba ich prać ani prasować.
  • Jednorazówki, o ile są często zmieniane, są też bardzo komfortowe dla dziecka. Dzięki specjalnej włókninie przepuszczającej wilgoć tylko w jedną stronę błyskawicznie wchłaniają mocz, a specjalny żel wiąże go wewnątrz. Malec nie czuje, że się zsiusiał, a jego skóra nie ma kontaktu z wilgocią, więc się nie odparza. Jednorazówki nie przesiąkają, a dzięki ściągaczom po bokach zawartość pieluchy nie wydostaje się na zewnątrz.
  • Mają też odpowiedni profilowany kształt, który wymusza najkorzystniejszą dla stawów biodrowych pozycję nóżek malca.
  • Są bardzo higieniczne. Sprawdzają się na wyjazdach, podczas dłuższych spacerów, wizyt u przyjaciół lub lekarza.

Minusy

Większość wad jednorazówek ujawnia się, gdy są za rzadko zmieniane.
  • Nagromadzony w pieluszce mocz paruje i dociera do pośladków - stąd prosta droga do odparzeń i odpieluszkowego zapalenia skóry. Wierzchnia warstwa pieluchy może się rozkleić, a znajdująca się pod nią substancja żelowa - podrażnić skórę malca. Wysypka, zaczerwienienie i świąd mogą być spowodowane podrażnieniami wywołanymi substancjami używanymi do produkcji pieluch, ale także wilgocią lub brakiem dostępu powietrza.
  • U starszych dzieci przesiąknięta moczem pielucha może doprowadzić do przeciążenia stawów biodrowych i deformacji nóżek (tzw. łukowatości). Dlatego jednorazówki trzeba zmieniać nawet 12-15 razy dziennie.
  • Wadą jednorazowych pieluch jest też ich wysoka cena - średnio 50-70 groszy za sztukę. Biorąc pod uwagę, że trzeba je zmieniać kilkanaście razy na dobę, miesięcznie rodzice muszą wydać na nie ok. 180-200 zł.
  • Zwolennicy pieluch wielorazowych podkreślają, że jednorazówki są szkodliwe dla środowiska (jedna pielucha rozkłada się od 300 do 500 lat). Ekomamy nie muszą jednak zupełnie z nich rezygnować, bo w sklepach internetowych można już kupić jednorazówki biodegradowalne. Niestety są droższe od klasycznych odpowiedników.

Pieluchy tetrowe

Plusy

Wielu rodziców uważa, że wyprana, wygotowana i uprasowana tetra jest zdrowsza i bezpieczniejsza dla skóry dziecka niż pielucha jednorazowa. Jakie jeszcze ma zalety?
  • Pieluchy tetrowe kosztują 3-5 zł (im grubsza tkanina, tym pielucha lepsza i droższa). Trzeba ich kupić ok. 40 i wymieniać co 3-4 miesiące, bo codzienne pranie powoduje zniszczenie materiału. A zatem miesięczny koszt pieluch tetrowych to ok. 50-60 zł. Do tego dochodzą wydatki na proszek do prania dla dzieci (ok. 25-30 zł za 1,5 kg), wodę i prąd zużyty podczas prasowania, dodatkowe body, pajacyki i prześcieradła, które mogą zostać zmoczone lub zabrudzone, gdy tetra przemięknie albo pielucha się przesunie, oraz foliowe majtki i podkłady pod prześcieradło. W sumie takie pieluchowanie kosztuje ok. 80-90 zł miesięcznie, czyli o połowę mniej niż jednorazówki.
  • Tetra jest przewiewna, naturalna. Nie powoduje przegrzewania podbrzusza i uczuleń. U starszych niemowląt nie stwarza niebezpieczeństwa deformacji nóżek, a dzieci, które noszą tetrowe pieluchy, z reguły wcześniej zaczynają korzystać z nocnika. Maluch czuje się w nich komfortowo, jeśli przebywa w domu i w każdej chwili może zostać przebrany.

Minusy

  • Pieluchy tetrowe trzeba prać w wysokiej temperaturze, suszyć i prasować (najlepiej robić to codziennie, bo przechowywanie brudnych pieluch jest niehigieniczne).
  • Od razu po zmoczeniu tkanina robi się mokra i przylega do skóry. Powoduje, że dziecku jest zimno, a pupa odparza się pod wpływem wilgoci.
  • Tetrową pieluchę trudniej utrzymać w odpowiednim miejscu na ciele dziecka, szczególnie gdy malec raczkuje albo uczy się chodzić. Wtedy łatwo o zabrudzenie ubranka. Wyjściem z sytuacji jest stosowanie specjalnych otulaczy albo majtek przeznaczonych do podtrzymywania pieluch wielorazowych.

Pieluchy wielorazowe

To rozwiązanie pośrednie - pieluchy, które mają w sobie coś z jednorazówek i coś z tetry. Składają się z miękkiego, ciepłego otulacza oraz wymiennego wkładu wielorazowego użytku.Otulacze mają kształt pieluch jednorazowych, są wykonane z wełny lub bawełny podszytej oddychającym laminatem, zapinane są na rzepy lub napy. Wewnątrz znajduje się kieszonka lub zakładka, która podtrzymuje wkład na odpowiednim miejscu. Wkłady mogą być uszyte z:
  • tetry,
  • azjatyckiego bambusa (jest bardziej chłonny niż bawełna),
  • konopi (ma bardzo delikatne włókna)
  • lub mikrofibry (łatwo się pierze i szybko schnie).
Wkłady trzeba zmieniać kilka-kilkanaście razy w ciągu dnia, otulacze - co drugi dzień lub gdy się ubrudzą. Obie części można prać w pralce. Aby ochronić pieluszkę przed zabrudzeniem, można położyć na nią jednorazowy wkład z miękkiego papieru.
Otulacze mają uniwersalny rozmiar, a dzięki regulacji rosną razem z dzieckiem. Są wystarczająco szerokie, by ustawić stawy biodrowe malucha w odpowiedniej pozycji. Polubią je ekomamy, którym zależy na ochronie środowiska i które chcą zminimalizować ilość wytwarzanych śmieci. Zwykle trzeba kupić kilkanaście sztuk otulaczy i po 5-6 wkładów do każdego z nich.

piątek, 12 lipca 2013

2. miesiąc życia dziecka

Ola niedługo skończy drugi miesiąc życia. Miała więc trochę czasu by dostosować się do nowego otoczenia, a przede wszystkim lepiej poznać rodziców. Teraz zdaje się mówić: "Odpoczęłam już po ciężkiej podróży, rozejrzałam się i czekam na propozycje". Jedną z ciekawszych okazuje się rozmowa z mamą. W drugim miesiącu życia dzieci zaczynają bawić się swoim głosem. Ola wymawia głównie samogłoski i wydaje gardłowe dźwięki nazywane głużeniem. Dobrym pomysłem jest również zabawa z zajączkiem. To stwór tak ciekawy, że warto skupić na nim uwagę, a nawet powodzić za nim wzrokiem. Swoją aprobatę dla zabawy Ola wyraża uśmiechem. Nie jest to już przypadkowy grymas, tylko wyraz prawdziwej radości. Jednak najbardziej fascynująca dla niej jest twarz mamy, a jej ramiona są najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
Drugi miesiąc ma szczególne znaczenie ze względu na zmiany w funkcjonowaniu układu immunologicznego. Noworodek rodząc się dysponuje przede wszystkim wrodzonym układem odporności, czyli takim, który rozwinął się podczas życia płodowego, oraz wyposażony jest w przeciwciała, które podczas ciąży zostały przekazane od matki przez łożysko do płodu. Po urodzeniu dziecka na skutek kontaktu z otoczeniem i z drobnoustrojami, które w tym otoczeniu przebywają dziecko rozwija tzw. nabyty układ odporności, czyli komórki aktywne immunologicznie uczą się na skutek kontaktu z drobnoustrojami szybkiej reakcji w przypadku powtórnego kontaktu. Takie zjawisko nazywamy "pamięcią immunologiczną". Dodatkowym elementem nabytego układu odporności są tzw. przeciwciała, czyli substancje produkowane przez komórki immunologiczne, które rozpoznają swoiście specyficzne drobnoustroje i unieruchamiają je lub wręcz uniemożliwiają im życie. Rozpoczyna się od drugiego miesiąca zjawisko, które nazywamy "luką immunologiczną". W tym okresie noworodek jest stopniowo pozbawiany specyficznej ochrony jaką zapewniają mu przeciwciała matczyne, a jednocześnie nie ma jeszcze własnych przeciwciał, albo produkuje je jeszcze w bardzo niewielkim stopniu, przeciwko drobnoustrojom, które mogą zaatakować jego organizm. Luka odpornościowa jest uzupełniana przez karmienie piersią. Karmienie piersią powoduje wzmacnianie układu odporności szczególnie na terenie przewodu pokarmowego. Na terenie jelit znajdują się duże skupiska tkanki immunologicznej, które niezwykle istotny wpływ mają na rozwój układu odporności. Luka odpornościowa trwa do około szóstego miesiąca życia. Po tym okresie rozpoczyna się stopniowe dojrzewanie układu odporności, w każdym z trzech jego obszarów, a więc: rozpoczyna się produkcja bardziej specyficznych, dojrzalszych przeciwciał skierowanych przeciwko konkretnym drobnoustrojom, wzmacniają się i dojrzewają komórki, które aktywnie niszczą wirusy i bakterie, jak również pojawiają się komórki pamięci immunologicznej.
Ola jest bardziej ruchliwa niż w zeszłym miesiącu, chociaż jej ruchy są nadal bardzo nieskoordynowane. Rączki nie są już zaciśnięte jak w pierwszych dniach po urodzeniu. Powoli się otwierają, ale dziecko nie potrafi ich zacisnąć na zabawce w sposób celowy. Oli udaje się za to utrzymać przez chwilę głowę w pozycji pionowej, i podnieść ją z pozycji na brzuchu. Na razie jednak jej mięśnie nie są tak mocne, by to ćwiczenie sprawiało jej przyjemność.
U dwumiesięcznego dziecka jest już bardzo łatwo dostrzec różne fazy aktywności: kiedy maluch śpi, a kiedy czuwa, kiedy jest aktywny i gotowy do zabawy.
Głęboki sen: sen dziecka różni się od snu dorosłej osoby, ale można w nim zaobserwować zmieniające się stany. Pierwszy stan to sen głęboki. Dziecko nie porusza się zupełnie, nie widać ruchów gałek ocznych, oddech jest regularny. Na twarzy nie pojawia się prawie żaden grymas, czasem pojawia się w regularnych odstępach odruch ssania. Dziecko nie reaguje również na dźwięki z zewnątrz, nagły dzwonek, grzechotka raczej nie wybudzą malucha. Zdarza się, że w czasie głębokiego snu pojawi się nagły odruch moro, drżenie, ale dziecka to zupełnie nie budzi.
Płytki sen: kolejną fazą snu jest sen płytki. Dziecko w czasie snu może się dość gwałtownie poruszać, ale ten ruch go nie wybudza. Widzimy nieregularny oddech, na jego twarzy pojawia się mimowolny uśmiech, czasem grymas, czasem dziecko wydaje dźwięk.


Charakterystyka niemowlaka w drugim miesiącu życia:
* dwumiesięczne niemowlę jest coraz bardziej ruchliwe,chętnie wchodzi w interakcje z mamą
* z uwagą przygląda się przedmiotom w jaskrawych kolorach
* wyciąga rękę w kierunku przedmiotu
* zaczyna głużyć, czyli wydawać krótkie gardłowe dźwięki
* ma coraz większy apetyt, może częściej domagać się o karmienie

Co potrafi niemowlę w drugim miesiącu życia?
* dwumiesięczne niemowlę potrafi się uśmiechać
* wodzi wzrokiem za zabawką
* leżąc na brzuchu, unosi do góry główkę, utrzymuje ją w tej pozycji coraz dłużej
* podtrzymywane przez opiekuna w pozycji pionowej przez chwilę utrzymuje główkę

czwartek, 11 lipca 2013

Boczne Drogi (Joanna Chmielewska)

O tym, że wizyta rodzinna może być dopustem bożym, chyba nikogo nie muszę przekonywać. Tym bardziej, jeżeli jest to wizyta ciotki, która od kilkunastu lat mieszka za oceanem. Jeżeli zaś w dodatku ciotka pragnie zwiedzić te zakątki Polski, których nie zdążyła zobaczyć przed swoją emigracją, to już w ogóle jest kataklizm.
Taki kataklizm spotkał właśnie Joannę, bohaterkę książki Joanny Chmielewskiej „Boczne drogi”, i jej rodzinę. Otóż siostra jej matki, od kilkunastu lat mieszkająca w Kanadzie, zapowiedziała swój przyjazd. Rodzina postanowiła godnie ją przyjąć, w związku z czym wszystkich ogarnęło szaleństwo. Pośpiesznie robiono zakupy, zastanawiając się, na co też może mieć ochotę osoba rozbestwiona długoletnim pobytem w kapitalizmie. Opracowywano też trasę podróży, w czym napotykano na niejakie trudności, bowiem miejscowości, które pragnęła zobaczyć ciotka, były rozrzucone po całym kraju. Ponadto ciotka zażyczyła sobie podróży wyłącznie bocznymi drogami, z całkowitym pominięciem autostrad. To akurat nastręczało najmniej trudności, bo – jak wiemy – zatrzęsienia autostrad nigdy u nas nie było. Zresztą nie ma nadal.
Kiedy samolot z kanadyjską Polonią wylądował na Okęciu, na lotnisku zapanowało piekło. Okazało się, że przepadł właściciel kilku potężnych waliz w kratę, w związku z czym opóźniła się odprawa paszportowa. Później powstał potężny zator przy wyjściu z lotniska – spowodował je właściciel kraciastych waliz, który wychodzącego już z hali bagażowego zaczął wciągać z powrotem do środka, wraz z bagażami oczywiście, i udało mu się skutecznie zablokować drzwi. Już w Alei Lotników wiśniowy peugeot wyładowany tymiż kraciastymi walizami zajechał drogę Joannie i jej rodzinie. Później coraz częściej spotykamy ten samochód z tajemniczymi kraciastymi walizami i okazuje się, że wątek kryminalny jest z nim ściśle związany.
„Boczne drogi” z pewnością nie zaintrygują nas zagadką kryminalną, bo kojarzy się ona raczej z romansami spod znaku „Harlequina”, ale powinny nas zainteresować realia życia w PRL-u w połowie lat siedemdziesiątych, pani Chmielewska skupiła się bowiem głównie na ich opisywaniu.
Sporo dowiadujemy się o martyrologii turystów, szczególnie zagranicznych. Zagraniczny turysta był ciężko pokrzywdzony, za wszystko bowiem płacił kilkakrotnie więcej i do tego w dewizach. Pozostawało więc albo wynajmowanie kwater prywatnych, albo też korzystanie z grzecznościowo udostępnianych pokojów gościnnych, które w owym czasie miały wszystkie większe firmy, żeby móc zapewnić noclegi kontrahentom, uniezależniając się od wiecznie wówczas przepełnionych hoteli i pensjonatów.
Są też i inne ciekawostki – np. za złotówki nie można było kupić rozkładu jazdy PKS, natomiast jego posiadaczem można było zostać już za dolara. Za kilka dolarów można też było spędzić noc na kempingu nad jeziorem, unikając kłopotliwego meldunku. 
Jest też, oczywiście, milicja. Po tajemniczym zniknięciu kanadyjskiej ciotki, rodzina zgłasza się do MO. Milicjanci przeprowadzają śledztwo, ale rezultaty zachowują dla siebie, są bowiem przekonani, że zagraniczna turystka chciała bodaj na krótką chwilę oderwać się od spragnionej dolarów rodziny, by na własną rękę zwiedzić kawałek byłej ojczyzny.
Na upartego książka może stanowić coś w rodzaju przewodnika turystycznego – od Warszawy, poprzez Wybrzeże, Polskę Zachodnią aż po Góry Stołowe i z powrotem na Mazowsze. Zatoka Gdańska, w której pływało homogenizowane łajno, Kołobrzeg, ciekawe rozwiązania komunikacyjne w Świebodzicach, Cieszyn i Cygański Lasek nad Olzą, Wambierzyce, masyw Szczelińca - to tylko niektóre miejsca, jakie zwiedzamy wraz z panią Joanną, jej rodziną i wiśniowym peugeotem wypełnionym kraciastymi walizami. 
Poza tym książka jest nieprawdopodobnie zabawna. Ojciec Joanny, który marzy tylko o tym, by wyrwać się na ryby, matka, która jest na nieustającej diecie, co przysparza rodzinie sporo kłopotów, ciotki, które mają nieziemskie pomysły, a ich rozmowy mogą rozśmieszyć każdego ponuraka - to niewątpliwie duże walory tego dziełka. No i oczywiście słynna sprawa z krowim wymieniem, którym usiłowano nakarmić faceta lubiącego podroby – ale o tym nie napiszę -  zachęcam do przeczytania.
No i jest kot. „Siedział w plamie słońca pod straganem i był tak cudownie piękny, że mi oko zbielało. Absolutnie czarny, bez najmniejszej białej plameczki, wielki, aksamitny, patrzył obojętnie na mnie i na świat bursztynowymi oczami”. Dalej nie będę cytować, wystarczy tylko że dodam, iż do akcji wkroczył pies, a rzecz działa się tuż obok straganu z nabiałem, na którym znajdowała się też spora ilość świeżych jaj... 
Sporo jest również innych historyjek, które teraz, po latach, powodują nostalgię za czasami, kiedy to zwykła życzliwość powodowała, że ludzie sobie wzajemnie pomagali i chociaż ta pomoc czasem bywała wspomagana dolarami, to przecież jednak najczęściej brała się z głębszych pobudek.