wtorek, 30 kwietnia 2013

38 tydzień ciąży

Wszystkie narządy i układy dziecka są wykształcone. Malec jest różowy, pulchny i siedzi jakby po turecku z nogami ugiętymi w biodrach i kolanach. Jest mocno skulony, ale próbuje jeszcze się przeciągać. Cały czas szykuje się do porodu. Jeśli teraz zaczęłaby się akcja porodowa, byłby to poród o czasie.


Twoje myśli krążą już tylko wokół porodu? I słusznie, bądź przygotowana na to, że może się on zacząć w każdej chwili. Torba porodowa powinna znajdować się pod ręką.

* Torba częściowo spakowana, aczkolwiek brakuje mi jeszcze kilku rzeczy... AAA!!! RATUNKU !!!

Jeśli wcześniej tego nie robiłaś, spróbuj pomasować krocze. Umyte palce jednej ręki włóż do pochwy, uciskaj dół i boki. Taki masaż przygotuje krocze do rozciągania w czasie porodu.

Zgromadź w jednym miejscu wszystkie dokumenty niezbędne do przyjęcia do szpitala. Powinnaś mieć aktualną książeczkę ubezpieczeniową lub odcinek ZUS. Pamiętaj o dowodzie osobistym, karcie ciąży i aktualnych wynikach badań, w tym USG. To wszystko powinnaś zabrać na porodówkę.

Dziecko mierzy ok. 48 cm i waży niewiele ponad 3 kg.

Pod prześcieradło podłóż ręczniki lub ceratę - zabezpieczysz materac przed niespodziewanym wypływem płynu owodniowego.

Porozmawiaj z bliskimi – ustalcie, kto pomoże ci podczas pobytu w szpitalu i po powrocie do domu.

Wykorzystaj skurcze Braxtona-Hicksa, aby poćwiczyć oddychanie i techniki relaksacyjne.


Właściwe rozpoznanie pierwszych oznak porodu i odróżnienie ich od tych fałszywych jest często dość trudne. Jeśli minął już 37. tydzień ciąży i boisz się, że przegapisz początek porodu, pamiętaj, że:
  • skurcze nie zapowiadające porodu są nieprzewidywalne, nieregularne, różnią się długością i nasileniem. Skurcze porodowe mogą być takie tylko na początku, potem zauważysz ich regularność i stopniowe nasilanie się,
  • ból podczas fałszywych skurczy porodowych będziesz odczuwać w dole brzucha; ból, jaki wywołują prawdziwe skurcze porodowe zacznie się w dolnej części pleców, będziesz miała wrażenie, że opasa cały brzuch,
  • fałszywe skurcze porodowe ustąpią lub zmniejszy się ich natężenie, jeśli zmienisz pozycje albo zaczniesz się ruszać; prawdziwych skurczy porodowych nie da się w żaden sposób zatrzymać.



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Znieczulenie

Ale się dzisiaj ucieszyłam. Szpital do porodu wybrany, ten sam co w przypadku porodu Asi. Tylko gdy rodziła się Asia, czyli ponad sześć lat temu, za znieczulenie do porodu trzeba było zapłacić jakieś nieziemskie pieniądze. Szkoda mi było wtedy i męczyłam się sama. A dziś taką oto informację znalazłam na stronie Szpitala:



znieczulenie do porodu gratis

     
   Położne prowadząc poród wskazują możliwość zniwelowania odczuwania przykrego bólu w poszczególnych fazach porodu poprzez zmianę pozycji, masaż okolicy kręgosłupa lędźwiowego, prysznic.
     
Wszystkim rodzącym w tutejszym szpitalu proponujemy metodę złagodzenia bólów porodowych poprzez skorzystanie ze środka znieczulającego podawanego drogą inhalacji gazem – Entonox.  Gaz jest do dyspozycji położnych opiekujących się rodzącymi. Nie ma on przeciwwskazań do jego stosowania, oraz żadnych ubocznych skutków ani dla matki, ani dla noworodka. Rodząca sama „dawkuje” sobie ilość oddechów ( przez jednorazowego użytku ustnik) w zależności od nasilenia odczuwania skurczów porodowych
   Rodzące w naszym szpitalu mają również możliwość odbycia porodu w znieczuleniu ciągłym zewnątrzoponowym - ZZO, które  wykonywane jest przez lekarza specjalistę anestezjologa. Znieczulenie do porodu na  życzenie rodzącej jest  bezpłatne. Warunkiem jego wykonania jest brak przeciwwskazań medycznych. Zastosowane leki i sprzęt medyczny są najwyższej jakości, nie powodują powikłań u matki, środki użyte do znieczulenia mają minimalny wpływ na stan noworodka, podane miejscowo nie przedostają się przez łożysko do krążenia dziecka.  Dawki leków gwarantują złagodzenie odczuwania bólu, ale nie ograniczają możliwości swobodnego poruszania się w czasie porodu.

HURA :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Ogrodzieniec i Kraków 2007

To była pierwsza tak daleka, tak długa wycieczka, na jaką zabraliśmy malutką Asię. Dla niej to był początek przygody z turystyką. Teraz tak się dziewczyna wprawiła, że jak zbyt długo nigdzie nie jedziemy, to się sama dopomina. Mam nadzieję, że Olę również uda mi się wychować na małego obieżyświata.
Pierwotnie zamysł był taki, aby jechać na cały dzień do Krakowa. Jednak zakochana w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej po prostu nie mogłam nie zahaczyć choć o jeden zamek. I tak znaleźliśmy się w Zamku Ogrodzieniec w Podzamczu.


Ogrodzieniecki zamek ma imponujące rozmiary (kubatura 32 tys. m3). Jego zwiedzanie zaczyna się na przestronnym podzamczu okolonym 400 metrowym murem połączonym z fantastycznymi skałami wapiennymi (Wielbłąd i Skały Górne, wśród nich Lalka-Korkociąg i Sfinks).


Po kamiennym moście dociera się przed przylegający do skały okazały budynek bramny, nad którym widnieją kartusze rodowe Bonerów. Kwadratowa, powyżej cylindryczna, brama mieściła w przyziemiu i trzech pierwszych kondygnacjach izbę zwaną schowaniem, strzelnicę i kaplicę, która łączyła się z jadalnią. Za bramą otwiera się widok na średniej wielkości dziedziniec otoczony murami z oknami o nierównych profilach, czasem wzmocnionych cegłami, gdzieniegdzie półkolistymi. To zaledwie marne pozostałości przepysznych krużganków, które miały dorównywać wawelskim. W XIV w. był tu obronny gród, po którym został zbiornik na wodę oraz ruiny w południowym i wschodnim skrzydle. Wchodzi się do nich po krętych schodkach z dziedzińca na prawo. Z dziedzińca można też zaglądać do różnych pomieszczeń: kuchni (po schodkach), sypialni i biblioteki, piwnic z małym lapidarium i kawiarenką. 


Największą atrakcją zamku są dwie wieże: Kredencerska pod salą Kredencerską oraz Skazańców. Warto się na nie wspiąć dla fantastycznych widoków na zamek i najeżone ostańcami okolice.


W zamkowym muzeum, które znajduje się w tzw. Lamusie pod salą Kredencerską, przy zejściu do Kurzej Stopy, można oglądać kolekcję ciekawych skamielin, a także eksponaty etnograficzne, wystawę poświęconą przyrodzie regionu i stroje wykorzystane w ekranizacji "Zemsty". Dodatkowo zwiedzający mogą zobaczyć film obrazujący codzienne życie na zamku Ogrodzienieckim w czasach, kiedy był magnacką rezydencją - "Wirtualny Zamek".


W letnie weekendy na dziedzińcu warowni odbywają się liczne imprezy, m.in. pokazy walk i dawnych tańców, turnieje rycerskie oraz pokazy sztucznych ogni.

A o Krakowie opowiem wam w poniedziałek, bo nie da się go opisać w dwóch zdaniach... :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Wyprawa na kaczki

Dziś po południu, gdy Asia już skończyła zajęcia w przedszkolu wybraliśmy się nad staw nakarmić kaczki. Na szczęście mieliśmy czym, a nad staw wcale nie jest daleko, nawet taka ciężarówka jak ja dała radę się tam doturlać. "Nasze" kaczki są strasznie rozpieszczone, przyzwyczaiły się do wizyt ludzi z różnymi dobrociami, zaczynają już wybrzydzać, zwykły chlebek już im nie smakuje... albo są tak dobrze dokarmione, że za dużo nie są w stanie zjeść. W każdym razie wystarczy podejść do brzegu, nawet jak się nic nie ma dla nich, a już się zlatują.


Idąc kawałek dalej można zaobserwować skutki działalności bobrów. W mieście takich atrakcji nie mieliśmy :)


Bobry mieszkają na wysepce, znajdującej się na środku stawu. Ciekawe jakie jeszcze żyjątka można tu znaleźć?


Dobrze, że poszliśmy na ten spacer. Fakt, że plecy dają o sobie boleśnie znać i poruszam się w żółwim tempie, ale przynajmniej się z Olą dotleniłyśmy. A wiecie, że jest to pierwsze moje zdjęcie z brzuszkiem? Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży i dopiero teraz pozwoliłam się zezdjęciować...


Wystarczy odejść kawałek dalej aby znaleźć miejsca bardziej opętane przez bobry. Głęboko w lesie już tak ładnie nie sprzątają jak przy stawie. W lesie jak "padnie" jakieś drzewo, tak już zostaje.


Jak już wracaliśmy do domu, dosłownie wpadliśmy na śpiącego kaczorka. Chcieliśmy mu zrobić zdjęcie nie budząc go, jednak nasze "dyskretne" skradanie jednak go obudziło. Mimo to wcale się nas nie przestraszył, po prostu się nam przyglądał. 


Muszę zacząć częściej na takie dotlenianie chodzić. A jeszcze jak się już Ola urodzi, będę się dotleniać pchając wózek. Nie mogę się doczekać...

środa, 24 kwietnia 2013

Władysławowo 2006

To były nasze pierwsze wakacje nad morzem. W ogóle to były nasze pierwsze wakacje, poprzednich nie liczę, bo poprzednie były podróżą poślubną a nie wakacjami.
Pogada raczej nam się nie trafiła zbyt korzystna, na dwa tygodnie pobytu było kilka godzin słoneczka. Nie padał cały czas deszcz, ale niebo było większość czasu zachmurzone.
Kwatera... hmmm... generalnie było czysto i w porządku, mili gospodarze, ale... Znalazłam ich przez internet, wybraliśmy bo było najtaniej. Po dotarciu na miejsce wydało się dlaczego było tak tanio. Mieszkanie znajdowało się dramatycznie daleko od morza. Zaliczka już była wpłacona, więc nie było wyjścia i trzeba było codziennie robić mnóstwo kilometrów. Dla mnie była to mordęga, byłam wtedy w piątym czy szóstym miesiącu ciąży i męczyłam się po przebyciu paru kroków. Wyjście na plażę w niepewną pogodę stanowiło nie lada wyzwanie. Zawsze należy sprawdzać lokalizację hotelu/pensjonatu/kwatery. Żeby się nie naciąć jak my. Pewnie gdyby nie mój rosnący brzuszek nie przeszkadzałoby to tak bardzo, a może mimo wszystko i tak byłabym na siebie zła. Za gapowe się płaci...


Ponieważ na miejsce jechaliśmy pociągiem (co było także strasznie uciążliwe, mimo że wszyscy widzieli kobietę w ciąży praktycznie całą drogę spędziliśmy w korytarzu) nasz wybór padł na Władysławowo. Miejscowość zachwalała mi koleżanka, zakochana w tym miejscu. Ja wtedy miłością nie zapałałam, przez te wszystkie przeżycia wręcz przeciwnie. Minęło sporo czasu zanim tam wróciłam i zobaczyłam tą miejscowość innymi oczami. Po tych wakacjach miałam zdecydowany uraz. Dobrze, że chociaż kursował tam pociąg, w niepogodę można było wybrać się na wycieczkę. I w ten sposób zwiedzaliśmy najbliższą okolicę. Byliśmy na przykład w Gdańsku. Tam zmusiłam się do kolejnego morderczego wyczynu. Poszliśmy na taras widokowy na wieży Ratusza. Nieskończona ilość schodów po których trzeba było wejść, aby móc podziwiać takie widoki, jak na poniższym zdjęciu (ul. Długi Targ)


Mogę być z siebie dumna, bo jednak dałam radę :) Mimo to Gdańsk mnie też nie zachwycił. I też długo nie chciałam wracać do tego miasta. Nie widziałam tam wtedy nic uroczego, nic wartego powrotu. Dziś uważam, że jest to jedno z najpiękniejszych polskich miast, ale jak wspomniałam... zmieniła mi się perspektywa...



Dużo czasu wtedy spędziliśmy w muzeach. Kupując jeden bilet mieliśmy wstęp do czterech obiektów. Z tego co pamiętam był to "Żuraw", "Spichlerze", "Muzeum Morskie" oraz okręt "Sołdek". 


Do Gdyni też pojechaliśmy. Tam mi się spodobało od razu. Nie potrzeba było czasu, aby mnie przekonywać do tego miasta. Nie zmęczyło mnie, wręcz przeciwnie. Nabrałam ochoty na spacery.


A po odstaniu w kilometrowej kolejce dostaliśmy się do Akwarium Gdyńskiego. To jakieś nieporozumienie, aby przy takich kolejkach czynna była tylko jedna kasa. Można powspominać "stare czasy", powstają tam komitety kolejkowe, listy i zapisy...


Pociąg nie kończy swojej trasy we Władysławowie. Jedzie jeszcze dalej. Na Hel. Też się tam przejechaliśmy. Pamiętam, że rano było straszne zachmurzenie, postanowiliśmy odpuścić sobie plażowanie i raczej gdzieś jechać. Pogoda zrobiła nam jednak niespodziankę. Jak już byliśmy w Helu na Helu nagle się wypogodziło i zrobiło pięknie. Mogło to mieć wpływ na to, że i to miasto przypadło mi do gustu. Obowiązkowym punktem programu było oczywiście Fokarium. 


Po obejrzeniu pokazu z udziałem foczek (czy uszatek?) wybraliśmy się na zwiedzanie miejscowości takim dziecięcym pociągiem z wagonikami. W ten sposób zajechaliśmy do Latarni Morskiej. W inny sposób bym pewnie tam nie doszła ;)


Tak sobie teraz myślę, że musiałam być strasznie marudna podczas tych wakacji. Tygrysek dzielnie to znosił. A przecież najważniejsze, że byliśmy tam razem, ja, on i maleńka Asia w brzuszku. Dziś już wiem, co jest na prawdę ważne...

wtorek, 23 kwietnia 2013

37 tydzień ciąży

Paluszki dziecka są już ozdobione paznokciami, a główka włosami. Mózg nadal się rozwija, płuca są już w pełni przygotowane do samodzielnej pracy po drugiej stronie brzucha. Maluszek na pewno nie zmieni już swojej pozycji w brzuchu, bo po prostu jest mu za ciasno. Jeśli leży głową w dół, szykuj się na poród naturalny. Malec ułożony w poprzek powinien przyjść na świat przez cesarskie cięcie.

Teraz powinnaś przede wszystkim odpoczywać. Pamiętaj, że poród może zacząć się właściwie w każdej chwili.


Kiedy naciśniesz brodawki, może popłynąć z nich siara, czyli pierwszy pokarm. To znak, że twój organizm przygotowuje się do rozpoczęcia laktacji.

Oczekujesz bliźniąt? Lada chwila powitasz ich na tym świecie. Większość bliźniąt rodzi się bowiem między 35. a 37. tygodniem ciąży.

Dziecko ma ok. 47 cm długości i waży ok. 3 kg.

Usiądź po turecku, pod uda podłóż poduszki (będzie wygodniej!) i rękami przyciskaj kolana do podłogi – poprawisz elastyczność miednicy i wzmocnisz mięśnie ud.

Porozmawiaj z partnerem lub inną osobą, która będzie obecna przy porodzie, o swoich oczekiwaniach co do jego przebiegu – być może to właśnie osoba towarzysząca będzie musiała przekazywać twoje życzenia lekarzom.

Upewnij się, że samochód jest zatankowany do pełna – powinnaś być gotowa na jak najszybszy przyjazd do szpitala.

Ćwicz kucanie – to bardzo wygodna pozycja do porodu, ponadto kucając, rozciągasz mięśnie krocza.

Zapoznaj się z objawami rozpoczynającego się porodu, a także z sygnałami sugerującymi poród pozorny – kiedy przyjdzie co do czego, nie będziesz miała problemów z ich rozpoznaniem.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Zaproszenie na Masę Krytyczną

Wiosna zawitała do nas na dobre, zatem czas odkurzyć rowery i zagonić je do szkoły i pracy! A wieczorem zagonić je na Kwietniową Łódzką Masę Krytyczną.

Zaganiamy rowery na Masę w piątek 26 kwietnia. Ponieważ dla wielu osób (tak jak dla nas) będzie to pierwsza Masa po zimowej przerwie, dla przypomnienia wszystkie najistotniejsze fakty, które należy znać:

* Masa Krytyczna to manifestacja obecności rowerzystów w mieście;
* Łódzka Masa startuje z pasażu Schillera (ul. Piotrkowska 112);
* Masa startuje o godzinie 18:00;
* W związku z remontem ul. Piotrkowskiej wyłączone z ruchu dla rowerów są odcinki ul. Piotrkowskiej od al. Mickiewicza do ul. Zamenhofa/Nawrot oraz od placu Wolności do ul. Zielonej/Narutowicza (po prostu jest tam zakaz jazdy rowerem!)
* Podczas przejazdu o bezpieczeństwo uczestników dbają służby porządkowe organizatora (ludzie w niebieskich kamizelkach) - zdarza się, że krzyczą na uczestników, ale tylko po to aby być dobrze słyszanymi i zrozumianymi, zwłaszcza przez tych których zachowanie może być niebezpieczne dla innych masowiczów;
* Podczas jazdy nie rozmawiamy przez telefon (można pozdrowić znajomych jeszcze podczas postoju), obie ręce trzymamy na kierownicy i myślimy o konsekwencjach swojej jazdy (za Tobą będzie jechało jakieś... 100-500 osób);
* W razie problemów ze zdrowiem (duszność, spadek ciśnienia, złe samopoczucie) - poproś o wezwanie ratowników (jadą zawsze na końcu);
* W razie drobnych problemów z rowerem - szukaj mechanika na postoju lub zasygnalizuj w trakcie jazdy, że potrzebujesz pomocy;
Trasa kwietniowej Masy ma niespełna 18 km i prowadzi od pasażu Schillera do ul. Tuwima, al. Kościuszki, Piłsudskiego do Piotrkowskiej, dalej Tymienieckiego, Przędzalnianą, Milionową do Śmigłego-Rydza, Dąbrowskiego, Tatrzańską, Broniewskiego, Paderewskiego,Politechniki do Radwańskiej, potem znów Kościuszki, 6go Sierpnia, Piotrkowską do Narutowicza, Wschodnią, Pomorską do mety na placu Wolności.
* Planowany koniec Łódzkiej Masy to godzina 20:00

Ja oczywiście ze względu na swój stan nie będę brała czynnego udziału w Masie, będę jednak stanowiła Support dla Tygryska i Asi, którzy się wybierają. Może pocykam kilka fotek, ale tylko osobista obecność jest w stanie udowodnić wam, że to na prawdę fajna impreza.


piątek, 19 kwietnia 2013

Zostałam babcią !

Właściwie nie ja, a nasza Nutka. Dostałam dziś maila od Pani, która zaopiekowała się Nutki córeczką. Bardzo to w ogóle miłe, co jakiś czas dostaję od niej informacje i zdjęcia, jak Nutki córeczka rośnie i jakie robi postępy. I właśnie się dowiedziałam, że Lili - urodziła trzy szczeniaczki, dwa pieski i suczkę. Nie są to rodowite maltańczyki, ponieważ tatuś maluszków jest Yorkiem. Przez to wyglądają na prawdę pociesznie.


Gratulujemy młodej mamie :)



czwartek, 18 kwietnia 2013

Prowadzenie auta

Podczas ostatniej wizyty kontrolnej u mojej ginekolożki powiedziała mi, że powinnam już przestać prowadzić samochód. Dla bezpieczeństwa swojego i dzidziusia powinnam zrobić się wygodna, i postarać się o osobistego kierowcę. Zresztą z trudem już mieszczę się za kierownicą. Czy na prawdę nie mogę już prowadzić?

Opinie są takie, iż można tak długo siedzieć za kierownicą, jak długo się tam kobieta mieści, a w tym może pomóc przesunięcie fotela do tyłu i nachylenie kierownicy. Zakładając, że miejsca jest wystarczająco dużo, a nie ma się zawrotów głowy ani żadnych innych objawów mogących wpłynąć na bezpieczeństwo prowadzenia pojazdu, można pozostać kierowcą na krótkich dystansach aż do dnia porodu.

Jednak podróże samochodem trwające dłużej niż godzinę (czyli w moim przypadku praktycznie wszystkie) są raczej zbyt męczące w czasie ciąży, niezależnie od tego, kto jest kierowcą. Jeśli trzeba udać się w naprawdę długą podróż należałoby jednak zmieniać się z kimś za kierownicą, zatrzymywać się co godzinę lub dwie, aby wstać i pospacerować trochę. Dobrze robią ćwiczenia rozluźniające mięśnie szyi i rozciągające, gdyż dzięki nim można się lepiej poczuć. Jednakże zdecydowanie nie należy próbować samemu pojechać do szpitala, gdy rozpocznie się poród.

Kolejna kwestia - zapinanie pasów. Zapinać czy nie? Jak byłam w ciąży z Asią ZAWSZE zapinałam. A teraz chyba mi się to jeszcze nie zdarzyło. Przyznaję, że z własnego wygodnictwa. No to jak zapinać czy nie?

środa, 17 kwietnia 2013

Nareszcie Rower !

Piękne zdanie dziś wyczytałam:

"Bez moich dzieci mój dom pewnie byłby czysty, a portfel pełny... Tylko, że moje serce byłoby puste."


Od pewnego czasu codziennie słyszę od Asi jedno zdanie: Mamo, kiedy pojeżdżę na rowerze? Strasznie długa zima uniemożliwiała skutecznie wszelkie wycieczki rowerowe. Asia na prawdę już się nie mogła doczekać końca zimy. Kiedy już się wydawało, że zaraz za chwilkę będzie jeździć, znów spadł śnieg i strasznie długo się utrzymywał. Potem błoto i zimno i katar, i znów wzdychanie do przygotowanego już do sezonu roweru. W końcu, mimo jeszcze utrzymującego się gdzieniegdzie śniegu, i mimo popadującego deszczu daliśmy się namówić, i choć na chwilkę wyskoczyć na pierwsze w tym roku jazdy.


No i nastąpiło rozczarowanie, bo się zapomniało jak się jeździ... Początki były takie, że Tata musiał biegać za Asią i ją łapać :) Kilka upadków i jakoś poszło. W końcu przypomniała sobie na czym to polega.


Niestety pogoda nie pozwoliła pojeździć za długo. Strasznie brudna, ale strasznie zadowolona wróciła do domu.


Teraz pogoda zrobiła się na prawdę wiosenna. Słonko pięknie przygrzewa, dzieci ze szkoły wychodzą z kurtkami pod pachami. Weszło nam w tradycję, że Asia po przedszkolu od razu się przebiera i idzie na rower. Trochę jej tego zazdroszczę. Też bym sobie z nią pojeździła. Kupiłam plan naszej okolicy, znalazłam na nim trochę fajnych miejsc do odkrycia. Tylko jak tu jeździć z takim brzuszyskiem? Póki co Asia ćwiczy, może wybierze się z Tatą na kolejną Masę Krytyczną :)


Mnie w tym roku pozostają wycieczki z wózkiem... i z Nutką, która niewątpliwie na tym korzysta. Też poczuła wiosnę :)


wtorek, 16 kwietnia 2013

36 tydzień ciąży


Brzuch może być jeszcze wysoko (dno macicy znajduje się aż pod piersiami). Zanika maź płodowa. Buzia malca jest już taka, jaką zobaczysz po porodzie. Po meszku nie ma śladu. Utwardzają się kości czaszki. Malec teraz sporo śpi - pewnie zbiera siły na trudy porodu.

A jeśli będziesz mamą bliźniąt? Urodzisz najprawdopodobniej już w tym tygodniu! Bliźnięta bowiem rodzą się wcześniej - między 35. a 37. tygodniem ciąży.

Macica z lokatorem mogą uciskać przeponę, więc ciężko ci oddychać, dokucza ci też zgaga. Z kolei nacisk na pęcherz powoduje, że jesteś częstą bywalczynią toalety.

Na kilka tygodni przed porodem obniży się dno macicy - poczujesz wtedy ulgę, łatwiej ci będzie oddychać.

Zwróć uwagę na aktywność dziecka, jego ruchy powinnaś odczuwać codziennie, chociaż będą one już dużo słabsze.

Jeżeli zaobserwujesz u siebie wyciek wód płodowych w kolorze przeźroczystym lub zielonkawym, szybko jedź do szpitala. Interwencja lekarza jest niezbędna także wtedy, gdy zauważysz na bieliźnie różowawą wydzielinę lub poczujesz silne, regularne skurcze podbrzusza - to może być znak, że zaczął się poród.

Dziecko od głowy po pupę ma ok. 34 cm, a całkowita jego długość może wynosić nawet 46 cm. Waży ok. 2800 g.

Opowiedz swojemu maleństwu, jak przygotowujesz się na jego przyjęcie – co kupiłaś, jak urządziłaś pokój.

Pomyśl, z jakimi zakupami możesz się jeszcze wstrzymać – np. gryzaczki będą potrzebne dopiero za kilka miesięcy, nie musisz kupować wszystkiego naraz.

Szykując kącik dla maleństwa, nie zapomnij o fotelu dla siebie – powinien stać obok dziecięcego łóżeczka, abyś w nocy mogła wygodnie w nim usiąść i nakarmić niemowlę.

Dziś przygotuj sobie danie z brukselki – zielone warzywa liściaste to niezastąpione źródło witamin!

Już dziś pomyśl o spakowaniu torby, którą zabierzesz do szpitala – zrób listę niezbędnych rzeczy (szlafrok, ręcznik, podpaski, biustonosze do karmienia).

Poproś bliską osobę o delikatny masaż obolałych pleców.

Z osobą, która będzie towarzyszyć ci podczas porodu, poćwicz oddychanie – partner, mama, przyjaciółka powinni wiedzieć, jak pomagać ci w trakcie tego wydarzenia.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Odwrót

No i hura, udało się. Byłam dzisiaj na kontroli USG, sprawdzić, czy Ola się w końcu odwróciła główką w dół, czy jednak nie. Okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Położenie główkowe. Łożysko położone na ścianie tylnej i w dnie, bez cech oddzielenia, prawidłowa ilość płynu owodniowego, prawidłowa, trzynaczyniowa pępowina.
Kości pokrywy czaszki prawidłowo wykształcone, komory boczne mózgu symetryczne, nieposzerzone. Uwidoczniono prawidłowy sierp mózgu i móżdżek. Prawidłowy zarys twarzoczaszki. Uwidoczniono symetryczne kości nosowe. Zarys wargi górnej, dolnej i podniebienia kostnego prawidłowy. Kręgosłup symetryczny, z zachowaną ciągłością. Prawidłowe zarysy kończyn górnych i dolnych. Serce prawidłowej wielkości, położone typowo. Koniuszkiem zwrócone w stronę lewą. Serce czterojamowe. Czynność serca w trakcie badania miarowa - 152 uderzenia/min.
Żołądek, nerki, pęcherz moczowy prawidłowej wielkości i kształtu, w typowej lokalizacji.
Waga w chwili obecnej 2600 g, przewidywany termin porodu 20/21 maj 2013. Przewidywana waga w chwili porodu 3300 g.
Damy radę :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Praga 2005

Gdy byliśmy w Karkonoszach w podróży poślubnej odwiedziliśmy jedno z tamtejszych biur podróży. Oferują one jednodniowe wycieczki do Pragi, Drezna czy Czeskiego Raju, za dosłownie parę złoty. U nas w centrum kraju taka wycieczka jest niewykonalna.
Wcześnie rano wsiedliśmy w autokar i z rewelacyjnym przewodnikiem ruszyliśmy na podbój stolicy Czech. Praga jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych miast na świecie.

Mala Strana - to jedna z najstarszych dzielnic Pragi. Rozłożona na stoku góry najpierw służyła jako podgrodzie u stóp zamku (Hradu). Zawsze była zamieszkiwana, od XVII w. dzielnica wspaniałych ogrodów i pałaców najbogatszych rodów w Czechach, później dzielnica artystów i cyganerii artystycznej. Obecnie mieszczą się tu liczne ambasady. Ogrody na ogół nie są dostępne. Ta stara dzielnica tętni całkiem współczesnym życiem. Nie cichnie ono do późnej nocy, bo pełno tu małych, przytulnych winiarni i innych mniej lub bardziej wyszukanych lokali.


Hradcany - serce najstarszej dzielnicy Pragi. Przy bramie na Zamek zawsze stoi straż. Żołnierze ubrani są w kolorowe, historyczne mundury, w rekach trzymają karabiny z bagnetami. Zanim wejdziecie przez bramę na pierwszy podwórzec popatrzcie w prawo na dach pałacu - gdy na szczycie masztu łopoce flaga, oznacza to, że prezydent jest na miejscu, gdy jej nie ma - prezydent wyjechał.

Zamek Praski - to dla Czechów miejsce święte, jak dla nas Wawel. Stąd od IX w. książęta i królowie kierowali państwem czeskim, długi czas zasiadał tu cesarz władający państwami Rzeszy. W podziemiach katedry leżą prochy władców. Współcześnie tutaj mieści się siedziba prezydenta Republiki. Niezwykłej piękności katedra i wspaniałe budynki pałacowe przez te wszystkie wieki zmieniły swój wygląd, co się wiązało z wieloma historycznymi wydarzeniami. Zabudowania pałacowe, zajmujące całe wzgórze, otaczają ze wszystkich stron wspaniale utrzymane ogrody. 


Katedra św. Wita - w roku 929 stał tu kościółek romański budowany przez księcia - św. Wacława. W XI w. postawiono romańską bazylikę. Gotycka katedra swój początek bierze w XIV w. Przez stulecia jej wygląd się zmieniał. Obecny kształt jest z początku XX w. Z tego czasu pochodzi neogotycka fasada z przebogatym portalem i rozetowym oknem pod wysmukłymi wieżami. Do XIX w. wchodzono do katedry przez niezwyklej piękności Złotą Bramę. Jest to 3-częściowe gotyckie wejście, pod którym znajduje się IV-wieczna mozaika przedstawiająca Sąd Ostateczny. 
Wewnątrz wspaniała gotycka kaplica św. Wacława (po prawej stronie) z 1367 r. Jej ściany zdobione są freskami, złotem i 1,5 tys. kamieni półszlachetnych z całych Czech. 
Barokowym arcydziełem jest znajdujący się w prezbiterium srebrny grobowiec św. Jana Nepomucena, torturowanego a potem utopionego w Wełtawie na rozkaz króla Wacława IV Luksemburga, gdyż, jak mówi legenda, jako spowiednik królowej nie chciał wyjawić królowi tajemnicy spowiedzi. Św. Jan Nepomucen znany jest w Europie środkowej jako patron mostów.
Wspaniałe w katedrze są witraże. Rzucają się w oczy żywymi barwami. 


Most Karola - na zlecenie króla Karola IV w XIV w. postawiono to arcydzieło architektury gotyckiej. Od chwili zbudowania przez 400 lat był to jedyny most w Pradze. Piaskowcowa budowla o długości pół kilometra, nieco zakrzywiona w łuk, ograniczona jest wieżami. Po obu stronach Mostu stoją barokowe kamienne posągi. W środku postać św. Jana Nepomucena z aureolą gwiazd. Stanęła tu jako jedna z pierwszych. Stale przez turystów dotykana, dla spełnienia pomyślanego życzenia. 


Rynek Staromiejski - w XI. w. było tu miejskie targowisko. Przez całe wieki ten ogromny plac był świadkiem wielu dramatycznych wydarzeń w historii Czech - demonstracji, walk, egzekucji. Ratusz rozpoczęto budować w XIV w. później stale coś dobudowywano. Największą uwagę turystów skupia na sobie zegar astronomiczny z XV w. tzw. Orloj. Na środku Rynku znajduje się czeskiego odrodzenia narodowego - secesyjny pomnik Jana Husa z grupą prześladowanych za prawdę. Obecnie - jak przed laty - Rynek jest miejscem handlu i spotkań - teraz rzesz turystów z całego świata. 


Tak sobie teraz myślę, że przydałoby się jechać tam na troszkę dłużej, tak na dwa trzy dni, aby zobaczyć wszystko dokładnie i bez pośpiechu. I my jesteśmy teraz bardziej świadomymi i doświadczonymi turystami, nie potrzebujemy już biura podróży. Wystarczę ja (wrodzona skromność), przewodnik i mapa. Oj coś trzeba pomyśleć. Wózek w samochód i jazda: )

czwartek, 11 kwietnia 2013

Karkonosze 2005 cz.2


Kontynuując opis podróży poślubnej w Karkonoszach trafiamy do Sobieszowa, będącego obecnie dzielnicą Jeleniej Góry. Nad Sobieszowem góruje Zamek Chojnik, stojący na skalistym wzgórzu (627 m n.p.m.). Według legendy w zamku mieszkała Kunegunda, która kandydatów do swej ręki wystawiała na tak ciężkie próby, że przeważnie kończyli tragicznie, pod urwiskiem. Ponad stumetrowa skalista przepaść pod murami twierdzy jest zresztą atrakcją samą w sobie. W sierpniu 1675 r. w zamek uderzył piorun, kończąc jego dzieje jako warowni.
Dziś jest tu schronisko, mała ekspozycja historyczna i punkt widokowy na Karkonosze i okolice. Na dziedzińcu można postrzelać z kuszy, a we wrześniu zobaczyć turniej rycerski. Trzeba zapłacić za wstęp na zamek, a do tego trzeba doliczyć opłatę za wejście na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Dojście na zamek trwa około godziny.


Karpacz - niektórzy nie lubią Karpacza z powodu letniskowego blichtru i zgiełku, inni go wręcz uwielbiają. Początkowo osiedlali się tu Walonowie - poszukiwacze skarbów, później drwale i kurzacy. W XVII w. pojawili się prześladowani w Czechach protestanci i laboranci - arcymistrzowie sztuki zielarskiej, którzy nauczyli miejscową ludność produkcji leków z ziół. Zielarstwo było głównym źródłem dochodu mieszkańców aż do XIX w. 

Ewangelicko-augsburski kościółek Wang - drewniany kościół, wzniesiony w XIII w. we wsi Vang w południowej Norwegii, stoi przy drodze z Karpacza na Śnieżkę. W drewnianym, ascetycznym wnętrzu zachowały się oryginalne elementy wystroju (m.in. odrzwia), pokryte tajemniczymi runami - starożytnym pismem plemion germańskich. 


Wyciąg krzesełkowy na Kopę - licząca dwa kilometry trasa kolejki kończy się u stóp Śnieżki. Z górnej stacji na szczyt idzie się już tylko godzinę. Już w czasie jazdy można podziwiać fantastyczny widok na Karkonosze i Rudawy Janowickie. Niestety krzesełka są jednoosobowe, nie miałam oparcia w postaci Tygryska, dobrze chociaż, że już wiedziałam że trzeba zabezpieczenie opuścić... Niestety wiedza ta na nic się zdała, w moim krzesełku zabezpieczenie się zacięło i większość czasu z nim walczyłam. W końcu się udało, ale ponieważ byłam sama i tak byłam przerażona...


Śnieżka - królowa Karkonoszy ma bardzo charakterystyczny szczyt w kształcie piramidy. Na górze stoi kaplica św. Wawrzyńca z XVII w. oraz kontrowersyjny budynek obserwatorium meteorologicznego (w kształcie trzech latających spodków) z lat 60. XX w.
Wybierając się na Śnieżkę należy pamiętać o charakterystycznych dla tego obszaru zmianach pogody. Na pewno warto się zaopatrzyć w ciepłą odzież chroniącą od wiatru - wieje tu zazwyczaj bardzo mocno. 
Spod górnej stacji kolejki liniowej idzie się czarnym szlakiem do podnóża góry. Stamtąd czerwonym szlakiem dość stromo, zygzakami, na szczyt. Zejść dla odmiany można łagodniejszą poniemiecką Drogą Jubileuszową (szlak niebieski), by zajrzeć w skaliste osuwiska Kotła Łomniczki. Konieczne dobre buty i zdrowe serce. 


Wycieczki po Karkonoskim Parku Narodowym - na obszarze 5,5 tys. ha chroni się najwyższe partie Karkonoszy z krajobrazem przywodzącym na myśl przestrzenie Skandynawii. W czasach mitycznych mieli tu mieszkać tajemniczy olbrzymi i gryfy. Do dziś na pustkowiach żyje ponoć duch gór: Liczyrzepa, Karkonosz lub Pan Jan.


Więcej zdjęć z naszej podróży poślubnej znajdziecie TUTAJ :)

środa, 10 kwietnia 2013

Karkonosze 2005

W maju minie rok od naszej przeprowadzki do nowego domu. Jednakże nie mogę powiedzieć, że przeprowadzka się zakończyła, nadal część rzeczy mam w pudłach. Systematycznie (w miarę pojawiania się kolejnych mebli) staram się je rozpakowywać. I tak ostatnio trafiłam na pudło ze starymi zdjęciami, z albumami z naszych podróży. Oczywiście to był już koniec rozpakowywania pudeł, musiałam obejrzeć wszystkie zdjęcia. Tak mi się zrobiło jakoś sentymentalnie... Postanowiłam się z wami podzielić pewnymi wspomnieniami, zachęcić może do odwiedzenia pewnych miejsc, niekoniecznie popularnych i szeroko opisywanych w przewodnikach turystycznych.

I tak startując wracam dziś do roku 2005. Był to sierpień, wyjazd w Karkonosze, będący jednocześnie podróżą poślubną moją i Tygryska. Zdecydowaliśmy się na ten wyjazd praktycznie w ostatniej chwili, do ślubu nie byliśmy pewni czy w ogóle gdzieś pojedziemy. W sobotę ślub, w niedzielę poprawiny a w poniedziałek wsiedliśmy w pociąg i po paru dłuuugich godzinach byliśmy już w górach. Na miejsce docelowe/noclegowe wybraliśmy Szklarską Porębę. Jechaliśmy kompletnie w ciemno, nie mając pojęcia czy przypadkiem najbliższej nocy nie spędzimy na dworcu ;) Czekała nas perspektywa dźwigania ciężkich walizek po całej miejscowości w poszukiwaniu noclegu. Cóż to dla młodych i zakochanych? Dzisiaj byśmy się już raczej na to nie zdecydowali, zresztą teraz ze względu na dzieci i walizek więcej do noszenia by było... Już na peronie okazało się, że nie było tak źle, zaczepił nas starszy pan i zapytał czy nie potrzebujemy noclegu. Po bardzo krótkich negocjacjach co do ceny (krótkie były chyba tylko przez ciężar naszych waliz) miły pan zapakował nas w samochód i wywiózł... Dostaliśmy bardzo sympatyczny pokój, wręcz za duży jak na naszą dwójkę i już można było ruszyć "na miasto".



Karkonosze to najwyższe pasmo górskie Sudetów, które atrakcyjnością ustępuje chyba tylko Tatrom, aczkolwiek kwestia gustu. Ja sama nie jestem pewna, czy nie lubię Karkonoszy najbardziej ze wszystkich opcji dostępnych w Polsce. Prawdopodobnie jest tak przez niesamowite wspomnienia jakie stamtąd przywiozłam.


Szklarska Poręba to kurort, który rozłożył się u stóp Szrenicy (1362 m n.p.m.) Nazwa miasta to skrót jego historii, w XIV w. powstała tu bowiem pierwsza w Sudetach huta szkła, a szklarstwo przez stulecia było czynnikiem sprzyjającym rozwojowi miejscowości. Wokół hut wyrąbywano lasy i budowano domy dla robotników. W XVIII w. zaczęto dostrzegać turystyczne walory osady. Dziś miasto jest największym ośrodkiem turystycznym w Sudetach, a "szklany" epizod przypomina wystawa i pokazy ręcznej produkcji szkła w małej, prywatnej "Leśnej Hucie".


Wyciąg krzesełkowy na Szrenicę - dwuosobowe krzesełka w 20 minut wywożą na szczyt. Dobrze jeszcze żeby umieć te krzesełka obsługiwać. My na naszym usiedliśmy i tyle. Praktycznie połowę drogi drżałam z przerażenia, trzymałam plecak i ściskałam poręcz aż mi kostki na rękach bielały. Minęło na prawdę sporo czasu zanim zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak, i że ludzie którzy jadą w przeciwnym kierunku mają opuszczone zabezpieczenia. Dopiero jak opuściliśmy też nasze mogłam otworzyć oczy...
Szrenica to najczęściej zdobywane wzniesienie Karkonoszy, stąd można podziwiać widok na Góry Izerskie i część Karkonoszy z pogórzem. Od wyciągu krzesełkowego idzie się 10 minut ścieżką do góry. Na szczycie stoi schronisko - świetny punkt na rozpoczęcie wyprawy grzbietem gór (polecam czekoladę na gorąco... pycha).
Ze Szrenicy można zejść do Szklarskiej Poręby czerwonym szlakiem koło Wodospadu Kamieńczyka, na co my się nie zdecydowaliśmy. Odbiliśmy nieco z trasy aby zrobić sobie sesję zdjęciową z grupą kamyczków, zwanych Końskie Łby. Patrząc na zdjęcie od razu wiadomo, czemu zawdzięczają swoją nazwę.


Wodospad Szklarki - nie imponuje wysokością (13 m), ale za to zachwyca urodą. Jest niezwykle malowniczy, a idzie się do niego przez teren rezerwatu. Oddalony jest od Szklarskiej Poręby około 1,5 km w stronę Jeleniej Góry, ale spacerek jest bardzo opłacalny.


Wodospad Kamieńczyka - wejście szlakiem czerwonym z dzielnicy Huta (z centrum Szklarskiej Poręby około 2 godzin marszu). Aby zobaczyć najwyższy, 27-metrowy wodospad polskich Sudetów, trzeba uiścić opłatę za wejście do wąwozu. Kaski obowiązkowe.


wtorek, 9 kwietnia 2013

35 tydzień ciąży

Macica wielkości arbuza (tak, tak!) całkowicie wypełnia twój brzuch. Dziecko chłonie teraz dużo wapnia, bo będzie mu ono potrzebne do wzrostu kości. Natomiast do wytwarzania krwi potrzebuje żelaza i właśnie je magazynuje.

* No i właśnie znowu anemia daje o sobie znać, ciągle chodzę zmęczona i śpiąca. Chyba powinnam wrócić do moich tabletek na wchłanianie żelaza, było mi po nich o wiele lepiej.



Jego układ odpornościowy doskonali się - to dzięki niemu malec będzie sobie radził po drugiej stronie brzucha. Zgromadzone w okresie płodowym przeciwciała (dostał je od ciebie) będą wspierać go w walce z zarazkami przez kilka pierwszych miesięcy po porodzie.

* O przeciwciałach już pisałam. Mam nadzieję, że wszystkie ode mnie wyssa, szczególnie te na toksoplazmozę...

Czy wiesz, że dziecko siusia, wydalając w ten sposób ok. pół litra płynów dziennie? Łożysko filtruje wszystkie produkty przemiany materii i oddaje je do twojego krwioobiegu.

* Fuj... Tą wiedzę mogłam sobie darować...

Brzuch ciąży, czujesz ucisk w jego dolnej części - znów dokucza ci parcie na pęcherz i częstsze niż zwykle oddawanie moczu.

Zadbaj o swoją dietę, by była bogata w wapń i magnez - składniki potrzebne dziecku do prawidłowego wzrostu i rozwoju.

Jeśli niepokoi cię brak ruchów malca, koniecznie jedź do szpitala. Tam pewnie będziesz miała wykonane badanie KTG, które rejestruje pracę serca dziecka oraz czynność skurczową macicy.

* Ruchy odczuwam regularnie, nasilają się szczególnie wieczorem. Czuję również jak Ola ma czkawkę :)

Dziecko waży ok. 2,5 kg i ma ok. 45 cm długości.

W ciągu dnia przygotuj sobie kilka małych posiłków, staraj się jeść często, ale niewiele – to rozwiąże problemy z przyjmowaniem pokarmów.

Jeśli siedzisz, wstań, przejdź się – jak najczęściej zmieniaj pozycję, a unikniesz obrzęków kostek.

Sprawdź na stronach sklepów internetowych ceny artykułów dziecięcych – różnice często są ogromne.

Pomyśl, gdzie ustawisz łóżeczko dla dziecka – nie może ono stać w przeciągu ani przy kaloryferze.

Na obiad zjedz porcję brokuł – zawarta w nich witamina K dobrze wpływa na krzepliwość krwi.

Wybierz się na zakupy, aby skompletować wyprawkę dla maluszka – pamiętaj, że wszystkie artykuły powinny mieć atest Państwowego Zakładu Higieny.

Czas na odpoczynek i przyjemności – nałóż na twarz maseczkę, weź odprężającą kąpiel.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Odżywka do paznokci

Dziś chciałam wam polecić odżywkę do paznokci Eveline Cosmetics Nail Therapy. Jest to dość kontrowersyjna odżywka, słyszałam mnóstwo niepochlebnych opinii na jej temat, że uczula, że jest nieskuteczna, że są dziewczyny, którym zniszczyła paznokcie. Jednak ja jej używam, i powiem szczerze, że jak dla mnie jest rewelacyjna. Zresztą nie polecałabym czegoś, czego sama nie sprawdziłam i co mi się nie spodobało.


Widziałam kilka rodzajów odżywek. Z diamencikami, 8 w 1, 6 w 1, efekt jak z salonu itp. Stosuje się je następująco: dzień 1 - nakładamy pierwszą warstwę lakieru, dzień 2 - nakładamy drugą warstwę lakieru, dzień 3 - nakładamy trzecią warstwę lakieru, dzień 4 - zmywamy lakier/odżywkę, dzień 5 - nakładamy pierwszą warstwę lakieru... itd. Trzeba robić jednodniową przerwę, właśnie przez ten kontrowersyjny składnik Formaldehyd, który może powodować podrażnienia. Trzeba delikatnie malować okolice skórek, nie malować zaraz po ich odsunięciu. Na przesuszone skórki najlepiej wetrzeć zwykłą oliwkę dla niemowląt.
Od czasu do czasu robię przerwę w kuracji i po prostu maluję paznokcie "na kolorowo".
Na razie, po miesiącu stosowania, mój paznokieć, który non stop pęka - jest cały :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Historia pewnej miłości

No i przechwaliłam... Wczoraj była jakaś awaria nadajnika i zostałam bez internetu. Nie ma tego złego, skończyłam na zakupach, oczywiście nie mogłam się wydostać z regałów z artykułami dla dzieci. Życie składa się z małych przyjemności :)
A dziś przeczytałam pewną historię. Znowu okazało się, że beksa jestem. Ciężko było doczytać do końca, łzy mi zasłaniały literki. Jednak uważam, że każdy powinien to przeczytać. Nie ważne czy jest po ślubie czy jeszcze nie. Historia chwyta za serducho. Chciałabym być tak mądrą kobietą...
Oto ta historia: (tłumaczenie z angielskiego)

Kiedy wróciłem do domu, żona podała kolację. Wziąłem ją za rękę i powiedziałem, że muszę jej coś powiedzieć. Usiadła i jadła w milczeniu. Znów widziałem strach w jej oczach.

Nagle byłem przerażony, nie byłem w stanie otworzyć ust. Ale musiałem jej powiedzieć co myślę: chcę rozwodu. Żona
nie była porywcza i zdenerwowana, tylko cichym głosem zapytała mnie o powód.


Chciałem unikać odpowiedzi na to pytanie.To ją rozgniewało. Rozrzuciła wokół sztućce i krzyczała na mnie, że nie jestem mężczyzną. Tej nocy nie rozmawialiśmy już ze sobą. Płakała przez całą noc. Wiedziałem, że chce się dowiedzieć, co się stało z naszym małżeństwem, ale nie mogłem dać jej zadowalającej odpowiedzi: I zakochałem się w Jane. Mojej żony już nie kocham.

Z głębokim poczuciem winy, przygotowałem Kontrakt małżeński, w którym zaoferowałem jej nasz dom, samochód, i
30% naszej firmy. Przeglądnęła go krótko, a następnie podarła. Kobieta, z którą spędziłem dziesięć lat mojego życia,
była mi obca. Było mi przykro, za jej czas i energię, które zmarnowała ze mną, ale nie mogłem wrócić, zbyt mocno kochałem Jane.
Wreszcie wybuchnęła głośno na moich oczach łzami, takiej reakcji się spodziewałem. Te łzy dały mi jakoś poczucie ulgi.
Przez dłuższy czas myślałem nad rozwodem, miałem obsesję na punkcie tej myśli. Teraz to uczucie jest jeszcze silniejsze
i byłem pewien, że jest to dobra decyzja.


Następnego dnia wróciłem do domu późno i zobaczyłem ją siedzą przy stole coś piszącą. Byłem bardzo zmęczony tego
wieczoru, więc poszedłem bez kolacji prosto do łóżka. Wiele godzin spędzonych z Jane mnie wyczerpały. Obudziłem się i zobaczyłem, że nadal siedzi przy biurku i pisze. To nie miało dla mnie znaczenia, więc odwróciłem się i natychmiast zasnąłem.


Rano dała mi swoje wymagania odnośnie rozwodu: nie wymaga niczego, jednak chce byśmy przez miesiąc żyli normalnie i udawali że nic się nie stało, zanim ogłosimy rozwód. Powód był prosty: Nasz syn pisze za miesiąc maturę  i nie chce go naszym
zepsutym małżeństwem obciążać.

To mogłem zaakceptować. Ale poszła dalej: Chciała, żebym sobie przypomniał, jak w dniu naszego ślubu na rękach niosłem ją przez próg. Chciała żebym codziennie z naszej sypialni do drzwi wyjściowych nosił ją na rękach przez miesiąc. Myślałem, że ona całkowicie oszalała. Lecz by nasze ostatnie dni były przyjemne jak tylko było to możliwe, zgodziłem się.

Później powiedziałem Jane o warunkach mojej żony. Roześmiała się głośno i powiedziała, że to absurd. "Nie ważne co ona za sztuczki
zastosuje, musi zaakceptować rozwód, powiedziała" i szydziła.


Po tym jak powiedziałem żonie, że chce się rozwieść, nie mieliśmy więcej kontaktu ciała. Więc nic dziwnego, że w pierwszy dzień nieznane uczucie było, kiedy niosłem ją na rękach. Nasz syn stał za nami i oklaskiwał. "Tato trzyma mamę w rękach," radował się. Jego słowa mnie zraniły. Od sypialni do drzwi salonu - Poszedłem 10 metrów z nią w moich ramionach. Powoli zamknęła oczy i szepnęła do mnie: "Proszę nie mów naszemu Synkowi o naszym rozwodzie. " skinąłem głową i przygnębiające uczucie mnie napadło. Umieściłem ją w przedniej części drzwi. Poszła na przystanek autobusowy w celu oczekiwania na autobus do pracy. Jechałem sam do mojego biura.

Na drugi dzień wszystko przyszło o wiele łatwiej. Pochyliła głowę na mojej piersi. Czułem zapach jej bluzki. Uświadomiłem sobie, że przez długi czas nie dostrzegałem jej. Uświadomiłem sobie, że nie jest już tak młoda, jak była na naszym ślubie. Widziałem małe zmarszczki na jej twarzy, a także pierwsze małe szare włosy. Nasze małżeństwo nie przeszło na niej bez szwanku. Przez chwilę, zadałem sobie pytanie, co za krzywdę jej wyrządziłem.


Kiedy w czwartym dniu wziąłem ją na ręce, zauważyłem, że poczucie swojskości powstało ponownie. To była kobieta, która mi dziesięć lat życia poświęciła.

Piątego dnia zauważyłem, że zaufanie wzrasta. Nie powiedziałem Jane o tym. Z dnia na dzień, łatwiej było mi ją nosić. Może mnie codziennie ćwiczenie zrobiło silniejszym.

Pewnego ranka, widziałem ją, jak myślała, w co się ubrać. Przymierzyła kilka stroi, ale nie mogła się zdecydować. Potem powiedziała z westchnieniem: "Wszystkie ubrania są coraz większe". Nagle zdałem sobie sprawę, że ona znacznie schudła. Więc to był powód, że noszenie jej stało się łatwiejsze!

Nagle uderzyło mnie jak cios: Miała tak wiele bólu i goryczy w swoim sercu! Podświadomie pogłaskałem ją po głowie.


W tej chwili nasz syn i powiedział: "Tato, to już czas, trzeba mamę z pokoju przenieść ". Było ważną częścią jego życia,
aby zobaczyć, jak tato mamę niesie na rękach z pokoju. Moja żona powiedziała do naszego syna, żeby bliżej podszedł.
Gdy to zrobił, wzięła go w ramiona. Odwróciłem głowę, ponieważ obawiam się zmienić zdanie w ostatniej chwili.

Wziąłem ją w ramiona i zaniosłem z sypialni przez salon do korytarzu. Jej ręka spoczywała na mojej szyi lekko. Trzymałem ją mocno w ramionach. To było jak w dniu naszego ślubu.

Martwiłam się, bo waży mniej i mniej. Gdy miałem ją w ostatnim dniu w ramionach prawie nie mogłem się ruszyć. Nasz syn był już w szkole. Trzymałam ją i powiedziałem jej, że zauważyłem, że w naszym życiu brakowało intymności. Pojechałem do mojego biura i wyskoczyłem z samochodu nie zamykając go - na to było brak czasu. Bałem się, że z każdym opóźnieniem mogę zmienić decyzję.
Pobiegłem po schodach. Kiedy podszedłem, Jane otworzyła drzwi. "Przepraszam, ale nie chcę się już rozwodzić" powiedziałem.


Spojrzała na mnie zaskoczona i dotknęła mojego czoła. "Czy masz gorączkę?" zapytała. Wziąłem jej rękę z mojego czoła i powiedziałem: 
"Przykro mi, Jane, nie będę się rozwodzić. Nasze życie małżeńskie było pewnie dlatego tak monotonne, bo ona i ja nie docenialiśmy się, a nie dlatego, że nie kochamy się! Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, kiedy na naszym ślubie prowadziłem ją przez próg, ślubowałem jej lojalność i wierność dopóki śmierć nas nie rozłączy ". Jane wydawała się nagle obudzić. Uderzyła mnie w twarz, trzasnęła drzwiami i wybuchnęła płaczem. Pobiegłem na dół i do kwiaciarni, która była na mojej drodze. Tam zamówiłem bukiet dla mojej żony.
Ekspedientka zapytała mnie, co napisać na kartce. Uśmiechnąłem się i napisałem, że każdego ranka będę nosić ją przez próg, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Kiedy przyjechałem po południu do domu, miałem uśmiech na ustach i bukiet kwiatów w dłoni. Pobiegłem po schodach, moja żona była w łóżku - moja żona nie żyje. Walczyła miesiące z rakiem a ja byłem zbyt zajęty z Jane na ogół, żeby coś sobie uświadomić. Wiedziała, że wkrótce umrze i chciała mnie uratować od: Negatywnego uczucia naszego syna do mnie. Przynajmniej w oczach mojego syna, pozostanę kochającym mężem.

To te drobne gesty w związku, tak naprawdę mają największe znaczenie. To nie dwór, samochód lub góry pieniędzy. Te rzeczy mogą rzeczywiście życie wzbogacić, ale nigdy nie są źródłem Szczęścia.

Więc masz trochę czasu by zrobić to dla partnerstwa.
To te małe akcenty dbają o bezpieczeństwo i poczucie bliskości.

Żyć w szczęśliwym związku!